"Widać, jesień się zbliża..."

Są bajki, które nigdy się nie starzeją.
Mój mąż tak ma z Muminkami. Ja kocham Narnię. :)

Towarzyszą nam w naszym dzieciństwie, następnie, z krótką przerwą, wracamy do nich jako rodzice z każdym dzieckiem od nowa, a potem na pożegnanie rozczytujemy się i rozsmakowujemy w nich z przyjemnością jako dziadkowie (liczę że doświadczę kiedyś tego ostatniego przyjemnego etapu także).

"Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.
Taki wymarsz jest zawsze nagły. W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt zbielałej trawy. Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się przyjaciele i powiedzą: „Odszedł, widać jesień się zbliża”. (Dolina Muminków  w listopadzie - T. Jansson)


Jesień dorodna, jeszcze pełna śladów dojrzałego lata, zachwycona dorobkiem i zbiorami. Jesień, która pocałunkiem żegna odchodzące upały, malując wstydliwie otoczenie w kolorach czerwieni, żółci, ciężkiego złota, brązu i całego bogactwa ich odcieni.
Jesień rozpinająca srebrzyste pajęczyny i babie lato, jak siwiejąca pani, opuszczająca na pola woal mgieł.
Jesień napełniająca serce nostalgią, zadumaniem, zaskakująca nieprzygotowanych i rozgrzanych żarem słońca ludzi nagłymi chłodami.

Cykl roczny jest czymś cudownym, czymś, co zawsze mnie zachwyca. Przecież wiem, że nadejdzie,  jednak zaskakuje mnie ta nagłość za każdym razem co roku.
Ten piękny cykl natury funkcjonuje także gdzieś w duszy, w mechanizmach życia.
Mam na swojej wsi fajnych sąsiadów, którzy podświadomie żyją właśnie według cyklu pór roku. Życie na ogrodzie i wokół domu zaczyna się u nich z rozpoczęciem wiosny, a przygasa późną jesienią. Gdy próbuję ją naciągnąć na rozmowy przy płocie, odpowiada zdawkowo: "Zimno, uciekam, do zobaczenia na wiosnę."

Wiosna, pełna witalnych sił czasem zadziwia człowieka, który nie spodziewa się nawet, ile jest w stanie wykrzesać z siebie różnych możliwości. Wiosna niecierpliwa, pełna pytań, pośpiechu i wszystkiego w biegu. Wiosna pełna nadziei i oczekiwań. Wszystko rośnie w zawrotnym tempie, soczyste od jaskrawych barw, witane i pochwytywane przez nas w locie. Wiosna się nie zniechęca. Podnosi się z niepowodzeń szybko i z nowym zapałem. Wiosna nas ciągle popędza do pracy, do działania, pompuje w nas ożywcze soki i oświetla życiodajnym słońcem, które spragnieni chłoniemy. Myślimy jaśniej, w głowie tworzą się nowe, świetne pomysły.

Gdy przychodzi lato czujemy moc natury, moc wzrastania, zmagań i pracy. Patrzymy, jak stwórca na swoje dzieło, które rośnie pod naszym okiem. Czujemy pewność, siłę i zdecydowanie. Znamy swoją wartość, doświadczenie nabyte przez lata, wyczucie życiowe. To też moment na podreperowanie sił, nasycenie się słońcem i odpoczynek. Lato dojrzałe, czasem skore do leniuchowania i rozleniwione od upałów. Rodzi płody ziemi, którymi warto w naszym klimacie się sycić na bieżąco.


Jesień natomiast spowalnia krok, widzimy to, czego wiosną się nie zauważa. Napawamy się każdym szczegółem, nabieramy wyrozumiałości i dystansu. Dostrzegamy upływ czasu i jego romantyczne przemijanie. Jesień, dojrzała, jak dojrzałe jabłko w ogrodzie, nabrzmiała sokiem z winogron i czerwono-żółta jak opadające liście. Naturalna kolej rzeczy. Robimy zapasy, przetwory na nadchodzącą zimę. "Wychodzimy w drogę", by się przygotować. Nostalgia kurczącego się dnia i słońca coraz niższego nad widnokręgiem, nostalgia zasypiających drzew i krzewów, opadających liści i kasztanów na coraz leniwiej rosnącej, ciut pożółkłej trawie.

Zima natomiast, pomijając śnieżne szaleństwa i sporty, które uwielbiam, jest dla mnie czasem przetrwania, resetu i oczyszczenia. Zima to cisza. Cisza, w której nadchodzą myśli i zaduma. Zima, otulona w koc przy kominku, w ciepłych kapciach jest rozmowna. Ma czas na pogawędki. Ma czas na modlitwę. Nic ją nie goni. Ogród śpi. Zima daje cudowne wytchnienie. Uwielbiam zimę, czystość ośnieżonych białych pól, szronowe ozdoby na płotach i sople upiększające dach. Purytańskie piękno.

Ale najbardziej lubię moment, gdy dzień się poszerza i codziennie jest coraz jaśniej. Czuć, że coś się zaczyna dziać. Czuć, że nadchodzi coś szalonego. ;)

Komentarze

  1. Kocham wszystkie pory roku, łącznie z tą moją piątą- przedwiośniem, w którym każdego roku widzę Tatę zakładającego inspekty, a ja znów siedzę na wale i ze łzami w oczach czytam " Króla Jęczmionka"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dodam jeszcze szóstą: "złota polska jesień", w odróżnieniu od dżdżystej, chłodnej jesieni. :) Wtedy zawsze wybieram się w Bieszczady, najpiękniejsze o tej porze roku. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Maryja - Królowa Polski