Tropienie śladów

Znane i utarte słowo "naśladować" osłuchało się mi przez całe życie, ale jest ono dla mnie bardzo obrazowe. Ostatnio jakoś tak mocniej wybrzmiało.

Naśladować to nic innego, niż podążać śladami kogoś. Banalne, proste, ale i odkrywcze.

Trudno jest naśladować świętych i raczej nie o to chodzi.
Każdy z nich miał swoją zawiłą drogę do świętości, każdy błądził, czasami błąkał się po meandrach życia. Wychodziły przy tym jego pewne wady (któż ich nie ma!) i ułomności. Z ich życia warto czerpać wskazówki, czerpać z ich doświadczenia, podziwiać ich dobre uczynki, analizować przemyślenia i relacje z Bogiem. Warto, a nawet trzeba prosić ich o pomoc i wstawiennictwo na swojej drodze. Z wieloma z nich zaprzyjaźniłam się wyjątkowo. Gadam do nich. Gderam św. Antoniemu, że nie pomaga w pilnym znalezieniu kluczy, ratuję reputację św. Józefa, gdy mój syn zarzuca mu, że sobie w życiu "nie użył", a jest patronem od dobrych ożenków.  ;) Proszę św. Zofię o mądrość i poradę w podejmowaniu decyzji. Do ojca Pio udaje się w wyjątkowych sytuacjach, bo to bardzo konkretny święty, który nie cacka się z nikim. Św. Jose Maria Escrivę kiedyś poprosiłam o nową pracę (jest taka nowenna, bardzo skuteczna). Niestety nie pomógł mi zmienić jej na nową, widocznie miałam robić dalej to, co robię. Ale ponieważ się napraszałam, to w dniu zakończenia nowenny podrzucił mi drugą, bezpłatną. Chyba na razie już go nie będę zaczepiać w tym temacie. ;)

Ja mam własną drogę do świętości, własne dzieci, które kształtują mnie co dzień, męża, który także formuje mój charakter, ćwiczy moją cierpliwość, ale także jest wielką podporą i strażnikiem.
Żyję w innym środowisku, niż Matka Teresa z Kalkuty, albo współczesna św. Gianna Beretta Molla.

Kogo zatem warto na-śladować?

Naśladować warto tylko IDEAŁ, najświętszy ze świętych . Takimi ludzkimi ideałami są Jezus i Maryja.

Jeśli będę swoje stopy wkładać w ślady pozostawione w tym życiu przez Maryję, mam gwarancję, że zaprowadzi mnie do swojego Syna. Noszę szkaplerz karmelitański, rozczytuję się w słowach św. Ludwika Grignion de Montfort o doskonałym nabożeństwie do Maryi, odmawiam różaniec. Codziennie kładę się z Nią spać i witam Ją o poranku. Tak, chcę być jak Maryja. Ambitny to cel i raczej nie do osiągnięcia, ale jak uczepię się Jej sukienki, to mam gwarancję, że zaprowadzi mnie do Jezusa. Sama chyba bym zbłądziła. Niektórzy zapytają - a dlaczego nie szukasz bezpośrednich relacji z Chrystusem?

Szukam, ale po co by mi dawał Maryję za Matkę konając na krzyżu? Bez potrzeby? Przed śmiercią mówi się najważniejsze słowa, jakie chce się powiedzieć innym. To były właśnie te Słowa - by być z Maryją, uznać Ją za swoją Matkę i czerpać z tej Skarbnicy całymi garściami. Zrobił to, bo doskonale wiedział kim Ona jest. Sam doświadczył dobra niewysłowionej Matczynej Miłości i wierności Maryi. Jej Miłość ZDEPONOWAŁ w nas. Trzeba z tego korzystać tak bardzo, na ile potrafimy.

Naśladować Chrystusa to już najwyższa liga dla wytrawnych śmiałków. Jak to robić? Wydaje się to dziecinnie proste. Biorę Nowy Testament, czytam, analizuję, stosuję na własnym podwórku. Szast prast! Łatwizna.

Ale, ponieważ życie nie jest czarno-białe, a każdy lubi kombinować jak mu wygodnie i ugina się pod ciężarem wpływu innych ludzi, czy własnych słabości, lenistwa, wygody i niekonsekwencji. 

Toteż moje ślady rzadko kiedy pokrywają się idealnie z Jego śladami. Gdzie idę wtedy? Do Mamy.
Może idzie wolniej i nie mam takiej zadyszki, a może po prostu dlatego, że to Mama. Potrafi pocieszyć, opatrzyć rany, zakleić rozbite kolana i postawić z powrotem na śladach swojego Syna i pchnąć delikatnie w tym kierunku. "Idź, tym razem ci się uda". :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?