Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

Pączek, który pragnie być kwiatem :)

Obraz
Temat wychowania dziewczynek jest dużo bardziej barwny niż niejeden tropikalny motyl i bardziej nasycony w zaskakujące sytuacje i zwroty akcji, niż filmy z Bondem. Wychowując chłopców nie spodziewałam się, że gdy urodzę córeczkę, świat z w miarę ustabilizowanego i przewidywalnego zmieni się w wielobarwne confetti albo w pokaz sztucznych ogni. Uczę się córki i ciągle czuję się głupia. Jestem surową mamą i nie znoszę zbytniego roztkliwiania się nad sobą. Czasem mam wrażenie, że takich wahnięć nastrojów, wielokrotnej zmiany zdania w ciągu jednej godziny, płaczu z powodu błahostki i obrażania się z niewiadomych przyczyn nie doświadczyłam w ciągu całego mojego życia. W związku z tym mój czas spędzany z córką wypełniony jest po brzegi jej przeżyciami, lubieniem i nielubieniem koleżanek, kto jej co w szkole powiedział i co ona odpowiedziała, jakie koleżanki są beznadziejne, a jakie fajne (ta statystyka zmienia się niezwykle dynamicznie). Do tego dochodzą dylematy! Z którą teraz siedzi

Mamo, a jak się robi dzieci...

Obraz
Chłopcy (szczególnie młodszy, wiecznie ciekawy świata) zaskakiwali mnie różnymi pytaniami, głównie natury rozwoju człowieka. Rozmowy zawsze kończyły się z ostatnim pytaniem. Tyle ile chcieli wiedzieć - do tego stopnia ich ciekawość była zaspokojona. Co roku temat wracał w bardziej uszczegółowionej formie. Teraz rozmawiamy o godności swojej i drugiego człowieka, braniu odpowiedzialności za życie innych, o nałogach, masturbacji, pornografii, seksie i takich tam. Zwykle zaskakiwali mnie tym przy obieraniu ziemniaków, albo robieniu zupy, czyli w kuchni. Pytania zrobiły się ciekawsze, jak byłam w ciąży z córeczką. :) Nie chcę się mądrzyć, wszystko o czym piszę nie przeczytałam w mądrych książkach. Robiłam to intuicyjne ufając, że Maryja pomaga mi w tej ważnej pracy. Uważam, że żaden film, żadna pouczająca książka, czy pogadanka z pedagogiem szkolnym nie zastąpi rozmowy z rodzicami na tematy rozwoju człowieka, współżycia i pierwszej miłości. Najważniejszą sprawą dla rodzica jest nieo

Przetasowanie ról

Obraz
Czasem zastanawiam się jak to jest ustawione przez Boga, że upadający i nieidealni ludzie dostali do wychowania idealne i unikatowe stworzenie Boże – nowego człowieka. Jak to jest, że nie bał się zaryzykować? Przecież od razu wiadomo, że coś „spaprzemy” w trakcie. No nic. Jest jak jest, idziemy do przodu i uczymy się na błędach. W dawnych czasach, gdzie podział ról był oczywisty, mama wychowywała małe dzieci, a tato utrzymywał rodzinę, starsi synowie przechodzili pod „kuratelę” ojca, służąc jako siła robocza i ucząc się od niego życia, a córki uczyły się życia przy boku mamy. Jak to teraz wygląda w rodzinach? Przypuszczam, że różnie. Ostatnio tatusiowie na tacierzyńskich udają mamy, a mamy idą zarabiać pieniądze... W mojej rodzinie mąż nie jest typem gospodarza – majsterkowicza, krzątającego się w domu z niegasnącą myślą „co by tu jeszcze…”. To bardziej typ samotnika, który lubi zaszyć się z książką i udawać, że go nie ma. Jego pasją jest jego praca. Uwielbia to, co robi. Zazd

Paidagogos

Dzieci. Jedni nam ich zazdroszczą, inni krytykują ich wychowanie. Generalnie ci, którzy ich nie mieli żyją w wyidealizowanej ułudzie, a ci, którzy krytykują, zapomnieli jak było, gdy wychowywali swoje. Wychowywanie dzieci jest pasmem przeplatających się radości i trosk. Na początku wydaje się nam, że mamy prawo do decydowania o ich życiu, narzucania im swojej woli. Wydaje się nam, że je wychowujemy. Wydaje się nam, że my wychowamy dzieci lepiej niż nasi rodzice, znajomi, rodzina. Chętnie i łatwo też krytykujemy wychowawcze poczynania znajomych, chełpiąc się swoimi TYMCZASOWYMI sukcesami. Nie czuję monopolu w tym temacie na wiedzę. Polegam tylko na doświadczeniach moich i moich znajomych. Podziwiam rodziców, którzy umieją wychować mądrze swoje dzieci. Tych, którzy mają talent wychowawczy, wyczucie, cierpliwość i pozbawieni są chorych ambicji. Są tacy i będą święci! Wychować dziecko w sposób zbilansowany… Aby było nie zmaterializowane i wyrachowane, ale było także w miarę os

Niewolnik czasu

Obraz
Jesteśmy niewolnikami czasu. Ten wymiar w moim odczuwaniu rzeczywistości najbardziej mnie ogranicza i najbardziej frustruje. I nie chodzi tu o wygląd, zdrowie, bo to jest mało ważne w moim przekonaniu. Ogranicza mnie 24-godzinna doba, bo nie mogę wszystkiego dopiąć na ostatni guzik. Ograniczają mnie ramy czasowe w pracy, bo nie zdążę wszystkiego zrobić w 8 h. Ogranicza mnie wreszcie upływający czas, w którym, żeby się „zmieścić”, muszę być szybka psychicznie i fizycznie. W związku z tym szybko jeżdżę i sypię „łaciną” na innych samochodowych wycieczkowiczów, że się wloką, ciągle poganiam domowników, wiodących ze mną niełatwy żywot, do podkręcenia obrotów. Dla mnie wszystko musi być na czas i o czasie. Męczy mnie, że muszę gdzieś ciągle „zdążyć”. Zdążyć zawieźć dzieciaki do szkoły, zdążyć je na czas odebrać, potem zdążyć na jakieś umówione wizyty u lekarza/wywiadówki/dodatkowe zajęcia, zdążyć się z córką pouczyć i zdążyć ją na czas zagonić do łóżka, w międzyczasie zdążyć ugotować ob

Śmieciowe nauczanie

Denerwuje mnie (choć pewnie nie jestem przypadkiem odosobnionym) obecny postępowy poziom nauczania. Gdy ja i moi rówieśnicy chodziliśmy do szkoły, naszym mamom nawet we snach się nie śniło, by z nami siedzieć wieczorami, pomagać w nauce. Nawet niespecjalnie przeglądały nam zeszyty. Uczyliśmy się sami i nie najgorzej radziliśmy sobie. Jak jest teraz? Cóż, mam doświadczenie z różnymi szkołami w różnych miejscowościach, na różnych etapach rozwoju i jedno mogę stwierdzić: od dzieci wymaga się bardzo dużo – ale by robiły w domu. Dziecko w szkole podstawowej – dodam, że jest to nauczanie początkowe - wraca do domu NIENAUCZONE! Nie mam pojęcia jak nauczyciel wprowadza nowy materiał (jaka płaca, taka praca – nikt już nie mówi o jakimkolwiek powołaniu) i co robi na lekcji, ale dziecko w domu przychodzi do mnie z zadaniem i nie wie jak ma je rozwiązać. Najważniejsze są u dziecka podstawy, wiec odkładam na niewiadomokiedy inne domowe zajęcia i siadam do nauki po raz czwarty w moim życiu. 1)

Odejść od pustego grobu

Obraz
Zaczyna się Triduum Paschalne, ja jednak wybiegnę ciut w przód do poranku „pustego grobu” i odkrycia Zmartwychwstałego. Tu kłania się Ewangelia Janowa, rozdział 20. Jan jest czuły i z niezwykłym znawstwem kobiecej duszy umiał odtworzyć klimat miejsca i chwili, wrażenia, emocje i zachowanie kobiety - Marii Magdaleny (w końcu kto, jak nie Jan, przecież to pod jego opieką Jezus zostawił swoją Matkę. Wiedział, komu Ją powierza). Maria Magdalena przychodzi do grobu Jezusa, widzi odsunięty kamień. Nie ma CIAŁA! Płacze. Leci po uczniów. Ci przychodzą, sprawdzają, pojmują („ujrzeli i uwierzyli. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, że On ma powstać z martwych.”) i wracają, ale ona zostaje i płacze dalej. Nic nie pojmuje. Zafiksowała się na pustym grobie.   Czasem modlimy się tak pięknie, okrągłymi słowami, na wspólnotach, dajemy piękne świadectwa wiary, czujemy moc słowa, pozostajemy „na haju” podczas tak popularnych wieczorów uwielbienia albo modlitw o uzdrowienie. Często niestety