Śmieciowe nauczanie


Denerwuje mnie (choć pewnie nie jestem przypadkiem odosobnionym) obecny postępowy poziom nauczania. Gdy ja i moi rówieśnicy chodziliśmy do szkoły, naszym mamom nawet we snach się nie śniło, by z nami siedzieć wieczorami, pomagać w nauce. Nawet niespecjalnie przeglądały nam zeszyty. Uczyliśmy się sami i nie najgorzej radziliśmy sobie. Jak jest teraz? Cóż, mam doświadczenie z różnymi szkołami w różnych miejscowościach, na różnych etapach rozwoju i jedno mogę stwierdzić: od dzieci wymaga się bardzo dużo – ale by robiły w domu. Dziecko w szkole podstawowej – dodam, że jest to nauczanie początkowe - wraca do domu NIENAUCZONE! Nie mam pojęcia jak nauczyciel wprowadza nowy materiał (jaka płaca, taka praca – nikt już nie mówi o jakimkolwiek powołaniu) i co robi na lekcji, ale dziecko w domu przychodzi do mnie z zadaniem i nie wie jak ma je rozwiązać. Najważniejsze są u dziecka podstawy, wiec odkładam na niewiadomokiedy inne domowe zajęcia i siadam do nauki po raz czwarty w moim życiu.
1)      Pamięć – kiedyś uczyliśmy się wierszy. Całkiem dużo ich było. Ćwiczyło to pamięć, skupienie, uczyło ładnej wymowy, dykcji, przyzwyczajało do wystąpień publicznych. Obecnie moje dzieci nie uczą się na pamięć praktycznie niczego – nie licząc kawałka wierszyka okolicznościowego (Dzień Babci, Dzień Mamy) wątpliwej jakości, napisanego przez kiepskiego grafomana. Efekt? Dzieci nie umieją się skupić, mają słabą pamięć, a rodzice szukają modnych kursów rozwijających techniki zapamiętywania.
2)      Zadania domowe – teoretycznie rzecz biorąc powinny być omówione w szkole tak, aby dziecko nie miało problemów ze zrobieniem go w domu.W praktyce bazują na wiedzy rodziców. Ostatnio na święta Wielkanocne moje dziecko przyniosło do domu test (kilkanaście kartek A4 zadań matematycznych). Połowy z nich dziecko nie rozumiało i twierdziło, że nie było tego na lekcji (w zeszycie także). Efekt? Mama wprowadziła, wdrożyła, nauczyła, a dziecko przyszło przygotowane do szkoły. Efekt uboczny – czas przygotowań świątecznych, Triduum Paschalne i same święta Wielkanocne, zamiast spędzone w rodzinnym gronie – prześlęczane po części nad dzieckiem i jego zadaniami.
3)      Podręczniki – i tu już nie tylko podstawówka ale i gimnazjum, a nawet szkoła średnia. Moje podręczniki to były nośniki wiedzy. Wystarczyło przed sprawdzianem nauczyć się z podręcznika i zeszytu i gwarantowana 5-tka. Pokusiłam się o przepytkę mojego nastolatka z epoki romantyzmu i bardzo żałowałam, że nie mam pod ręką moich starych książek. Nie wiem jak te dzieciaki mają z tego dziadostwa czerpać wiedzę. Współczuję. Wiedza teledyskowa, po łebkach, przedstawiona w sposób trudny do zapamiętania.
4)      Straszną rzeczą jest to, iż obserwuje się postępujące kłopoty czytania ze zrozumieniem u dzieci. To jest bardzo niepokojące i widoczne na każdym etapie nauczania. Zmieniono metody nauczania z pamięciowych, systemowych, na skrótowe, nastawione na schematyczne,  szybkie kojarzenie………………..
5)      Komputer-sieć-wikipedia – lekarstwem na każde domowe zadanie i wypracowanie. Co dzieciaki robią, jak nie chce pisać się wypracowania, zadania domowego, szukać właściwych słów? Wchodzą w sieć i przeklejają jak leci. Efekt? Bardzo słaby zasób słownictwa, slangowość w wyrażaniu myśli, nieumiejętność wysławiania się i budowania dłuższych wypowiedzi, kłopoty z ortografią. Poza tym wiedza nie zdobyta, tylko przeklejona z Wikipedii albo innej Ściągi, czy Bryka jest mizernej jakości. Co najgorsze, przeklejana wiedza nie jest zapamiętywana przez dzieciaka, tylko wklejona do Worda i bezmyślnie wydrukowana.
6)      Testy i sprawdziany – to mój ulubiony temat! Obecnie najważniejszą rzeczą w szkole są sprawdziany, nie utrwalanie wiedzy, tylko weryfikacja. Weryfikacja po 3 kl. SzP, próbny test szóstoklasisty, rozbudowany właściwy test szóstoklasisty, bardzo rozbudowany próbny test gimnazjalny, właściwy test gimnazjalny, no i wreszcie próbna matura i matura. Efekt? Nasze dzieci są mistrzami w wiedzy krzyżówkowej i rozwiązywaniu testów wszelkiej maści. Nic dziwnego, że nauczyciele na wszystkich etapach nauczania skarżą się na nieustannie pogłębiający się spadek poziomu wiedzy u dzieci, spadek kojarzenia i uczenia się.

Podsumowując – rodzice, aby cokolwiek starać się skorygować debilny system nauczania i jego ramy programowe, siedzą z dziećmi w domu i uczą się z  nimi w Szkole Podstawowej, a w gimnazjum i szkole średniej posyłają na wszelkiego rodzaju korepetycje… I kto mi powie, że szkoła jest bezpłatna? A Wy macie jakieś ciekawe spostrzeżenia, a może wyprowadzicie mnie z z błędu? :)
Jeszcze powinnam wspomnieć o wywiadówkach i wiecznym skarżeniu się przez wychowawców na swoją klasę, jakby dzieci i młodzież składały się wyłącznie z cech negatywnych...Ale może już wystarczy....

Komentarze

  1. Jak sobie pomyślę, że mojemu dziecku, które cytuje teraz z pamięci wszystkie wierszyki i krótkie opowieści jakie mu czytamy, włączą w szkole bieg wsteczny i utraci tą umiejętność, to krew mnie zalewa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj dowiedziałam się o zaostrznych wymogach dla Egzaminu Gimnazjalnego. Między innymi zwiększyli ilość nauczycieli pilnujących, żeby nie daj Boże ktoś poważył się choćby pomyśleć o odpisywaniu... Na 10 zdających jeden pilnujący. Jak we więzieniu! Poza tym już nei przesyłają pełnych testów, tylko same karty odpowiedzi, więc zestresowany dzieciak jak źle sobie zaznaczy, albo coś mu się pomyli - to jego problem. Przecież to TYLKO egzamin gimnazjalny na litość Boską!

    OdpowiedzUsuń
  3. A daj spokój...nóż się w kieszeni otwiera.
    Sama idea testu jest idiotyczna. Test nie sprawdza umiejętności jako takich, nie sprawdza umiejętności korzystania z wiedzy, test to zgadywanka...tak jak słusznie zauważyłaś - wiedza krzyżówkowa. Ale na tym nie można zbudować mądrego społeczeństwa; krzyżówki to sobie można porozwiązywać w porze relaksu na działeczce...jak pewien były prezydent.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?