Plewię ogródek, czyli rozmyślania o życiu

Plewię ogródek. Cały dzień, trawka po trawce.
Plewię, bo gdybym zostawiła na parę dni, to chwasty silniejsze, niż marchewka, pietruszka, cebula czy buraczki tak wybujają, że nie będzie co zbierać z tych paru grządek.

To niebywałe, jak bardzo witalne są chwasty. Nie łapie ich żadna choroba. Są silne, zdrowe i rosną w tempie przyśpieszonym. Rośliny uprawne odwrotnie. A to czepi się jakiś "parch", a to dostanie rdzawych liści albo oblegnie je mszyca. Musisz o nie dbać, podlewać, nawozić, plewić, bo nie urosną albo wyrosną nędzne.

Jakże podobnie wyglądają relacje międzyludzkie.

Wydawało mi się, że to, czym żyję obecnie: moje relacje rodzinne, moje przyjaźnie, pozostaną niezmienne i trwałe. Same z rozpędu będą, niczym perpetuum mobile, sobie żyć i funkcjonować.

Nic bardziej mylnego. Wszystko jest w ruchu. Nierozłączna przyjaźń z siostrą, bliskie kontakty z przyjaciółmi ciągle podlegają weryfikacji czasowej i życiowej. Ludzie się zmieniają. Okoliczności życia się zmieniają. Dlatego też stale zmieniają się stosunki międzyludzkie.

Jedne dojrzewają, stają się bardziej wartościowe, zbudowane na wspólnych przeżyciach, wzajemnej pomocy, wsparciu duchowym. Niektóre niestety schodzą na psy i karleją. Drogi się rozchodzą a kontakty rozluźniają się coraz bardziej. Niedbałość o wspólne spotkania, rozmowy narusza i nadweręża te więzi.

Nie uprawiane zarastają chwastem niepamięci.

Plewisz swój ogródek i czasami zamiast chwastu niedopowiedzenia, posądzenia, nieporozumień i uprzedzeń wyrywasz cenną roślinę. Z własnej głupoty... bo nie umiesz się odnaleźć w życiu i niewłaściwie odbierasz intencje innych ludzi. Może zwyczajnie, po ludzku czujesz się urażona i kładziesz wszystko na jedną (złą) kartę zrywając kontakt. Raz wyrwaną roślinkę niełatwo jest zasadzić i choć podlewasz, to korzenie zostały naruszone. Pozostanie słaba i wątła albo kompletnie się nie przyjmie. Wrażliwość ludzka jest delikatna. Pamięć o krzywdach, posądzeniach, czy złym potraktowaniu, szczególnie gdy towarzyszą temu emocje, trwa długo i w momentach kryzysu wracają "stare demony". Trzeba być bardzo uważnym. Nie wszystko da się później odkręcić, nawet jeśli bardzo tego pragniesz.

A gdyby tak spojrzeć na sferę duchową? Nie myślę tylko o relacjach z Bogiem, Maryją, Aniołem Stróżem, czy świętymi patronami.
Chodzi mi o grzechy, przywary i wady versus cnoty.
Ile się trzeba "napocić" i "nagimnastykować", żeby sumienie było czyste, a łaska uświęcająca utrzymana w mocy.

Wiele razy powtarzam dzieciom, że ze złymi skłonnościami jest jak z chwastami. Nie wyrywasz, nie pracujesz, zaczynasz stawać się coraz gorszy. Przeradzają się one w poważne wady i zakorzeniają w duszy, przekształcając i psując charakter człowieka.

Gdy tracisz łaskę uświęcającą twoje zachowanie staje się z każdym dniem coraz bardziej przykre dla ludzi. Gorzej traktujesz innych, rzadziej się modlisz, chętniej wybierasz towarzystwo "śmierdzące siarką", nudzisz się i odpływasz podczas Mszy św. Z czasem nie czujesz, że ta Msza św. jest ci po coś potrzebna.

Człowiek zarasta chwastem grzechu i nie pamięta już samego siebie - czystego, prawego i zdobnego w Bożą świętość. Subiektywna ocena czasu teraźniejszego jest tak mocna, że tracisz sprzed oczu własne dobre uczynki, szlachetne porywy serca i bliskość Boga. Jeśli tkwisz w tym zbyt długo, tracisz również potrzebę uświęcenia, a sumienie zostaje zakneblowane przez brudną szmatę egoizmu.

Na szczęście każde zło przestaje panować, jeśli diabla rzeczywistość i ciąg złych zdarzeń zostaje przerwany. W tym celu mamy bezcenny sakrament pokuty. Po spowiedzi cudownym sposobem wszystko się wycisza, uspokaja i odzyskujesz utracone panowanie nad swoimi wyborami.

Gdyby nie ten sakrament oczyszczenia, żadna ludzka siła nie zawróciłaby nas z drogi do zatracenia.

Plewię ogródek mojego "ja". Nieudolnie, ale cały czas, korzystając z Bożych narzędzi - sakramentów św., a nie ludzkich porad. Mam tego świadomość, że chwila nieuwagi spowoduje ciężkie straty i nieodwracalne czasem konsekwencje.

Komentarze

  1. Bardzo rzeczowo to ujęłaś, tak jest w istocie rzeczy. Po jakimś czasie nawet pokrzywy nam, nie przeszkadzają, zawsze można je obejść.
    Sakrament Pokuty to ogromny dar dla nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Basiu. W ogródku pokrzywy to ja wykorzystuję. Robię z nich nawóz. Podlewam rozcieńczonym rośliny. Pryskam tym także dolistnie ogórki i pomidory przeciw szkodnikom. :) Uściski!

      Usuń
  2. Witaj Paulina! :) Będę pamiętać w modlitwie. Chętnie także będę Cię odwiedzać. Powodzenia na drodze do Pana, pełnej przygód, zakrętów i zwrotów akcji. Drodze fantastycznej i pełnej Miłości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Maryja - Królowa Polski