Małżeństwo to nie perpetuum mobile

Wielu z Was jest w związkach małżeńskich. Na pewno macie za sobą małe i duże kryzysy, czy trudności z dogadaniem się z różnych powodów.

Młode pary, które dopiero są na początku drogi docierają się ze sobą. Muszą pokonać nawyki wyniesione z domu, odgryźć resztki pępowiny zakotwiczonej u mamusi w rodzinnych pieleszach, lub, jeśli trzeba, odrąbać ją "na chama" siekierą. Muszą wypracować indywidualną własną drogę, bez ingerencji rodziców i teściów chętnych do wrzucania "dobrych rad i pouczeń". Pamiętaj! Im więcej mamusi i teściowej w Twoim małżeństwie, tym gorzej. Lepiej popełniać błędy, żyć w na niższej stopie życiowej, borykać się z problemami, ale we dwójkę. A tą dwójką jesteś Ty i współmałżonek.

Małżeństwa z małym dzieckiem to inna para kaloszy. Tu czyha na małżonków kolejne niebezpieczeństwo - "syndrom odstawienia". Świeżo upieczona mama, zachwycona dzieckiem oraz zaabsorbowana do granic możliwości nowymi obowiązkami oddaje się bez reszty nowonarodzonemu zapominając często o istnieniu męża. Ten, z deczka rozczarowany, trochę zakłopotany, czuje się pominięty. U niektórych par małżeńskich taki stan trwa aż do pełnoletniości dziecka, albo i dłużej, a nieszczęśliwy małżonek szuka sobie innego obiektu westchnień albo uderza w nałogi, pracę, czy pasje. Tym gorzej, jak w wychowywaniu wnuka partycypuje aktywnie teściowa. Taki związek nie przetrwa długo.

Kolejne burze łączą się z różnymi życiowymi historiami: a to utrata pracy małżonka, albo niskie zarobki, albo choroby, czy też zwykła rutyna.

Pamiętajcie jedną rzecz. Więź małżeńska nie jest rodzajem perpetuum mobile. Ona sama z siebie, raz rozbujana, nie będzie funkcjonować do śmierci. Jeśli nie będziecie o nią dbać, pielęgnować jej, nawet się nie spostrzeżecie, jak zarośnie chwastami. Pół biedy, gdy da się te chwasty usunąć bez większego szwanku. Jednak bardzo często pogorszenie więzi spowodowane niedbałością o miłość, wierność i uczciwość małżeńską skutkują trwałymi zmianami. Wtedy już nie jest tak prosto, łatwo i w miarę do zniesienia.

Nie da się wrócić w stare tryby, odtworzyć tego, co było. Trzeba stworzyć nowe relacje. Trzeba wiele zmienić, dużo wybaczyć i boleśnie ponaginać skostniałe blizny. Czasem trzeba odbudować nadszarpnięte zaufanie. To dość długotrwały proces, bo i zmiany w podejściu do Twojego małżeństwa w życiu męża lub żony mogą zajść za daleko, żeby je ot tak przywrócić.

Napatrzyłam się na wiele związków, które żyją na krawędzi rozpadu, znam także swoje podwórko i mogę jedynie powiedzieć: dbajcie o wasze RAZEM.  Cały czas, nie tylko "od święta". Walczcie o męża/żonę, choć chciałoby się powiedzieć "żegnaj", machnąć ręką, gdy nie ma już siły, ani punktu zaczepienia. Nawet jak nie widzicie płaszczyzny zbieżnej, albo odkryliście, że ta druga osoba jest dla Was w zasadzie kimś całkiem obcym. To tylko zwykłe wrażenie, emocje, które urosły pod wpływem zranienia, odrzucenia, czy zdrady, a teraz karmione są każdym złym słowem usłyszanym od męża, czy żony na skraju takiej samej rozpaczy.

I tu powiem Wam ważną rzecz: można zakochać się w mężu/żonie na nowo. Można odkryć ponownie wartości i piękno swojego współmałżonka, jeśli odłoży się na bok własny egoizm i pychę. Jeśli na prawdę wybaczysz.
Dla tych, którzy dość daleko zabrnęli w oziębłości uczuć i więzi - nie męczcie się z tym sami. Sami poranicie się jeszcze bardziej i przyśpieszycie proces rozpadu małżeństwa.

Można wziąć udział w bardzo fajnych rekolekcjach, które pokazują krok po kroku, jak się dogadać, jak porozumieć, jak współpracować w ponownym budowaniu, poprzez słowa, rozmowę, jak wrócić na drogę sakramentalną. Zajrzyjcie na stronę www.spotkaniamalzenskie.pl i zarezerwujcie termin w dowolnym miejscu w Polsce. Rzućcie wszystko  i jedźcie. To jest ważniejsze, niż bieżące obowiązki w domu, pracy, a nawet UWAGA! ważniejsze, niż Wasze dzieci. Przez weekend można pociechy podrzucić dziadkom. One są naprawdę szczęśliwe wtedy, gdy widzą, że tata i mama bardzo się kochają. Tam nauczycie się, jak prowadzić efektywny dialog, jak się nie kłócić i jak efektywnie mówić, żeby nie ranić drugiego, ale żeby słuchał i rozumiał. Poznacie, jak ponownie dostrzec niegdyś kochanego człowieka w mężu czy żonie.
Warto! To niezwykłe i zaskakujące rekolekcje. :) Oczywiście nie tylko dla małżeństw na granicy rozpadu, ale dla takich, które stale i odpowiedzialnie pragną nad sobą pracować i ciągle się rozwijać.
Byłam, przeżyłam i polecam!

Ikona "Spotkań małżeńskich".
Twarze męża i żony wpisane w Chrystusowy krzyż, stanowiące z Nim jedność doskonałą.
"Trwajcie w Miłości Mojej" (J 15, 9B)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?