Radykalizm Jana

W czwartek ubiegłego tygodnia, w święto św. Błażeja Kościół odświeżał nam historię śmierci św. Jana Chrzciciela.
Ten prorok, zapowiadający przyjście Zbawiciela, otwarcie i bardzo surowo karcił tetrarchę Heroda za kazirodczy związek z bratową. Herod postanowił bowiem podkraść swojemu bratu Filipowi żonę Herodiadę. Jan potępił takie zachowanie upominając go bez ogródek: „Nie wolno Ci mieć żony twego brata” (Mk, 6,18). Wskazywał na łamanie przez Heroda zasad Prawa żydowskiego. Krytykując Antypasa Jan odwoływał się min do przepisów z Księgi Kapłańskiej : „Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica.” (Kpł 20, 10). Skończyło się to dla Jana tragicznie. Został ścięty za przekonania, które głosił. Herod dawał upust swej pożądliwości i nie chciał przyznać się do tego, że czyn ten przeczy prawu Bożemu.
Czy grzechy wtedy były inne od obecnych? Są te same. Czy Bóg, dając nam 10 przykazań na górze Synaj, zmienia je i modyfikuje, dostosowując je do „naszych czasów” i zachcianek? Czy Jezus, chodząc po ziemi i wypełniając Wolę Ojca zachęcał nas, aby rządzić się własnymi prawami i zanegował Słowo Boże? Odwrotnie. Zapowiedział, że Jego wyznawcy będą mieć w życiu pod górkę, będą nieść krzyż, będą szkalowani, oczerniani i atakowani przez innych, często nawet bliskich.
Ale gdzie jest radykalizm Jana w obecnym świecie? Wokół nas, w katolickich rodzinach żyją ochrzczeni ludzie, którzy mieszkają ze sobą bez ślubu, na próbę. Rzadkością jest  wychowanie dzieci w czystości, zachęcanie ich do brania odpowiedzialności za swoją przyszłość, przestrzegania zasad moralnych i dziesięciu przykazań. Rozwody z błahych powodów i ponowne związki są tak częstym faktem, że przestają nas gorszyć. Ba! Weszły w kanony życiowe kina i telewizji. Rozbite rodziny i okaleczone tym faktem dzieci, które borykają się nawet w swoim dorosłym życiu z różnymi dysfunkcjami to już nie problem. Wynaturzenia seksualne i nowe standardy identyfikacji płciowej wchodzą otwartymi drzwiami w naszą codzienną rzeczywistość. Mało kto mówi tym procesom stop. Mało który ksiądz, a nawet biskup głośno przestrzega i upomina swoich wiernych na kazaniach. Wielu „katolików” protestuje przeciw ograniczaniu ich wolności tak przestarzałymi i prehistorycznymi zasadami.
Jan za potępianie grzechu cudzołóstwa został stracony, a my udajemy że nie widzimy, bo co? Bo brak nam odwagi? Bo jesteśmy nowocześni, a ten grzech stracił na znaczeniu? Społeczne przyzwolenie na aborcję, związki niesakramentalne, wynaturzenia seksualne nie oznaczają, że grzech zmienia swoją naturę i możemy być bezkarni.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ będąc katolikiem mam obowiązek potępić grzech, czyn niemoralny, zło, nawet jeśli ono nam tak bardzo spowszedniało.  

Komentarze

  1. Trafny post. Ostatnio z mężem rozmawialiśmy, że kiedyś wobec rozwodników, osób żyjących "na kocią łapę" stosowany był ostracyzm. Nie przyjmowano ich w swoich domach. Znam jedną młodą osobę, która zabroniła swojemu przyszłemu mężowi na ich ślub - zaprosić rozwiedzionego kolegę. Kiedyś mamy i babcie pilnowały, aby młoda dziewczyna nie mieszkała przed ślubem z chłopakiem. Teraz one same mówią: :dobrze jest się sprawdzić czy pasujecie". One jako młode dziewczyny ani o tym myślały! I do tego dochodzi papież z "Amoris laetiutia", w której pisze jasno w punkcie 301 dopuszcza de facto rozwiedzionych do komunii świętej!
    Pan Jezus mówił jasno: nie wasza mowa będzie tak tak, nie nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację. Mnie dobiła informacja o suspendowaniu kolumbijskiego księdza, który nie chciał udzielić komunii osobie rozwiedzionej. Do czego to zmierza...
    Uważam, że młodym trzeba dawać dobry przykład własnego życia, uwypuklać pozytywne aspekty małżeńskiej wierności i wyprowadzać z błędnego myślenia relatywnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat dla mnie ważny wobec faktu, iż czwórka młodych siostrzano- bratowych dzieci żyje na kocią łapę. Nie chcę wdawać się w rozważania , co rodzice na to i/czy dlaczego się zgadzają. Myślę jednak,że zasadnicza sprawa to wiara młodych. Jeżeli sprowadza się tylko do obrzędowości to nie jest to zaden argument, tzn ta "wiara". A co innego miałoby ich powstrzymać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Grażyno, dobrze postawione pytanie. Mam dorastających synów i też ciągle zastanawiam się nad tymi sprawami. Początkowo dziecko żyje wiarą rodziców, potem jego spojrzenie na świat weryfikuje jego wiarę. Często są to dylematy, pytania, zwątpienia. Postawiłam w mojej rodzinie na siłę "dobrego przykładu", wyjaśniania i codzienną modlitwę za dzieci. Czy to przyniesie dobre owoce? Nie wiem, czas pokaże. :) Pozdrowienia, Krystyna

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?