U progu Wielkiego Postu

Stoję na progu Wielkiego Postu. Próbuję zajrzeć w tę przestrzeń, zaplanować jakieś działania.

Zwykle wybieram sobie dwie prace: jedną cielesną - by poskromić leniwe ciało, nawykłe do wygód, nieróbstwa, hołdujące zachciankom i niejednokrotnie wydające pieniądze na zbytki. I to jest ważne. Równie ważne jak praca duchowa. To post od tego, co lubię, do czego zdążyłam się przyzwyczaić, z czego zrezygnować będzie mi ciężko i trochę walki wewnętrznej będzie mnie to kosztować. Ciało i jego zbyteczne, aczkolwiek przyjemne zachcianki muszą znać swoje miejsce i nie mogą wysuwać się na pierwszy plan. To także czas, by zmierzyć się z nałogami. Wszystkie cielesne wyrzeczenia ofiaruję za dusze czyśćcowe, w myśl zasady: po co cierpieć, jak bezwolne stworzenie. Moje cierpienie, czy poskramianie siebie zawsze się przyda komuś, trzeba je ofiarować w jakiejś intencji, aby zostało przez Boga przyjęte i przekute w łaskę na rzecz dusz.

Druga syzyfowa praca to praca nad duchem i charakterem. Tutaj kłania się zaniedbany rozwój wewnętrzny. Zarzucone postanowienia adwentowe trzeba zrewidować. Warto pochylić się nad dobrym rachunkiem sumienia, aby wejść z pełną świadomością swojego stanu duchowego w rzeczywistość Wielkiego Postu.

Czym jest Wielki Post? Jest przede wszystkim szansą, jest też czasem łaski, by przygotować się nie tylko do świąt Wielkanocnych. To też czas mobilizacji. Traktuję go jako cząstkowe przygotowanie na sąd ostateczny. Poważnie brzmi? Może i tak, ale dzięki temu będę wiedzieć w jakim jestem miejscu i co muszę przepracować. Lubię podchodzić do Wielkiego Postu metodycznie, nie chaotycznie. Jeśli dzięki temu uda mi się poprawić choć jedną nawet drobną wadę - to już dużo.

Ważną sprawą dla mnie są rekolekcje wielkopostne. Nie zawsze te parafialne do mnie trafiają, ale przecież teraz oferta rekolekcyjna w sieci jest tak bogata, że każdy znajdzie coś skrojonego właśnie dla swoich potrzeb. Tylko trzeba poszperać i poszukać.

Ten Wielki Post poprzedził mój wybuch złości skierowany do Boga. Wygarnęłam Mu wszystko, co miałam przeciwko Niemu. Patrząc oczami zwykłego śmiertelnika zamkniętego w 4 wymiarach wypomniałam Bogu niezgodność rzeczywistości z obietnicami z Pisma św., Jego obojętność, brak interwencji, odzewu, brak nadziei, która trzyma przy życiu. I uważam, że to było dobre. Wolę być dzieckiem, które rozmawia ze swoim Ojcem nawet tak, ale szczerze, niż uskutecznia martyrologię stosowaną i zachowuje "fałszywą pokorę" tłumiąc bunt w sercu.
Szczere wykrzyczenie tego, co zalega ciemnością na sercu lepsze jest od cichego buntowania się dzień po dniu aż do całkowitego odejścia. Stworzeni jesteśmy z takim, a nie innym temperamentem i każdy ma swoje własne relacje ze Stwórcą. Tak wiec złością, żalem i goryczą zaczyna się ten mój Wielki Post. Była to swojego rodzaju odpowiedź na sytuację "modlę się, błagam, proszę, a im bardziej proszę, tym robi się coraz gorzej". Traktuję to jako swego rodzaju oczyszczenie relacji i początek czegoś nowego.

Owocnego Wielkiego Postu Wam życzę! :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?