Dwadzieścia trzy

Nadchodzi wrzesień. Miesiąc naszego świętowania. Kolejny cenny rok mija. Kolejny, który zbliża nas do siebie i do Boga.

Dwoje skrajnie nieidealnych ludzi. Perfekcjonistka i perfekcjonista. Ekstrawertyczka i introwertyk.
26 lat temu bezwiednie, z zupełnie innymi planami i pomysłami na przyszłość spotkałam Go na peronie w gronie wspólnych znajomych. Wsiedliśmy do pociągu relacji Kraków:Przemyśl. Gdy z niego wysiadłam, poczułam, że coś zaiskrzyło...u Niego. Ja niespecjalnie byłam zainteresowana.

Iskrzyło tak trzy lata. Iskrzyło, bo było trzaskanie drzwiami i tarcia dwóch mocnych charakterów. Panny, która chciała wypróbować, czy ten młokos to materiał na pantoflarza i młodzieńca o nieugiętym karku, którego imię brzmiało "Hardy".
Dlaczego pobraliśmy się po trzech latach "chodzenia" w przeddzień moich urodzin, czyli 10 września 1994 roku?

Dziś w mojej rozsądnej głowie się to zwyczajnie nie mieści. Przyszła teściowa, która zaczynała dzień od szkalowania mnie, znienawidzonej kandydatki na żonę swojego ulubieńca, usiłowała za wszelką cenę zniszczyć ten związek. Ilość przeszkód, na jakie napotykaliśmy przed ślubem nie była statystyczna, przekraczała wszelkie dopuszczalne normy. Mogę jedynie twierdzić, że Szef chyba nas sobie razem wymyślił, bo w innych okolicznościach to nie mogłoby się udać.

Gdy patrzę wstecz na 23 lata wspólnego życia widzę tylko dobre wspomnienia, a te gorsze przekształciły się z czasem w rodzinne anegdoty albo zostały wybaczone i przepracowane.

Scalały nas problemy zdrowotne dzieci, chroniczny brak pieniędzy, wścibstwo rodziców, próbujących mieszać się w nasze życie. Ustaliliśmy nawet strategię: on odpierał ataki swoich rodziców, a ja namolne rady swoich. Ale nade wszystko scalał nas i jednoczył Jezus. Codzienne wspólne modlitwy, dzielenie się swoimi przemyśleniami na różne tematy, słuchanie ciekawych konferencji. Niedziela bez Komunii św. była i jest smutna i niepełna.

Po tylu latach docierania dopasowaliśmy się na tyle, że ja stałam się umiarkowaną ekstrawertyczką, a on zreformowanym introwertykiem. Mąż już nie ucieka w domu przed gośćmi i nie zaszywa się w najdalszym pokoju. Znalazł sposób. Teraz rządzi w kuchni, gdy przychodzą znajomi, ale przynajmniej znajduje się w zasięgu wzroku i słuchu. Ja znów znacznie bardziej, niż kiedyś cenię sobie ciszę i spokój. Wybieram wspólne rozmowy i wypady do kina tylko we dwoje. Osobno każde z nas jest inne. Razem jesteśmy nieprzewidywalni, nieplanistyczni, spontaniczni i PRZESYMPATYCZNI! Haha :D


Spoglądam na mojego męża i uświadamiam sobie drogę, którą przeszliśmy. Pamiętam, ile wspólnie wycierpieliśmy, ale też ile szczęścia i miłości wnieśliśmy do naszego małżeństwa. Każdy siwy włos jest świadkiem naszych zmartwień i problemów, które udało nam się wspólnie przezwyciężyć.
Każda zmarszczka ma swoją historię. Niektóre powstały z radości, a niektóre w wielkich trosk.

Życie małżeńskie składa się z etapów. Każdy jest zupełnie różny od następnego. Pierwszy, bardzo ważny etap, tylko we dwoje. Głowa pełna marzeń i ideałów. Drugi etap, gdy pojawiają się małe dzieci. Ideały podlegają wielopłaszczyznowej weryfikacji a małe Toto łamie dotychczasową rutynę. Trzeci etap, gdy dzieci nie są już pisklakami, dorastają, obrastają piórami i powoli zaczynają pierwsze testowe próby lotów. Loty te czasem bolą nas, a upadki  podczas lotów czasem bolesne są dla podrostków. Jakie będą kolejne? Wiem, że na pewno ciekawe i nietuzinkowe.
Nam zawsze przytrafiają się różne przygody i nieoczekiwane wydarzenia do tego stopnia, że znajomi boją się z nami wyjeżdżać na jakiekolwiek wypady. :D

Idziemy ręka w rękę razem, choć diabelstwo stara się nas nieustannie skłócić ze sobą. Idziemy z poczuciem pewności, że wszystko to, co się nam przydarzyło dotychczas to wielka łaska i dar. Idziemy z ufnością, że to, co nas czeka to wielka przygoda, którą przygotowuje dla nas Jezus - Trzecia Osoba do naszej pary.

Komentarze

  1. Jestem tutaj pierwszy raz. Gratuluję udanego małżeństwa po z tekstu zrozumiałam, że takie właśnie jest. 23 lata - nie wiem czy my tyle razem dociągniemy. Podziwiam Was bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)Bardzo Wam życzę pięknych relacji małżeńskich. Wszystko da się przepracować i cieszyć się później ze wspólnego życia.

      Usuń
  2. Gratulacje :)) Pięknie to napisałaś... No i dzięki za ten fragment o rodzicach - u nas podobnie i zawsze lżej, kiedy się wie, że ktoś też przez to przechodził ;)
    Kolejnych dobrych lat razem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) <3 Co do przygód z rodzicami z obu stron - powstała by powieść wielotomowa i nie byłyby to sielankowe opisy. Wręcz odwrotnie. To, co scala jedność małżeńską to życie z dala od rodziców, na swoim, nawet wynajętym. Teraz mogę powiedzieć, że "wychowaliśmy" ich sobie i znają zasięg terytorium, do którego nie należy ingerować. ;)

      Usuń
  3. Piękny wpis. Gratuluję udanego małżeństwa i życzę kolejnych wspólnych lat. Wszystkiego dobrego.
    Zawsze czytam Twoje posty z dużym zaciekawieniem. A zaczęło się od nazwy bloga "Ty się tym zajmij". Pamiętam, jak byłam małą dziewczynką moja babcia uczyła mnie takiej modlitwy. Mówiła: jeśli masz zmartwienie, powiedz Jezusowi, Ty się tym zajmij, i nie przejmij się już niczym. Ta modlitwa była zawsze mi bliska. Potem poznałam Dzienniczek świętej Faustyny i jej słowa. Dziś, gdy prowadzę moje dzieci do kościoła na krótką modlitwę przed szkołą, zawsze oddajemy cały nasz dzień Jezusowi.
    To niesamowite, jak mało wiedziałam od tym niezwykłym akcie ufności Jezusowi. Ostatnio dostałam książkę pod takim tytułem o włoskim kapłanie Dolindo Ruotolo i o przekazanych mu słowach od Pana. Przeczytałam ją bardzo szybko. Już wiem, że ten akt, którego uczyła mnie moja babcia pochodzi z Neapolu. I pętla zatoczyła koło. Dzisiaj na moim blogu poleciłam tę książkę. A na dodatek dziś jest święto Podwyższenia Krzyża. Przypadek? Nie sądzę.
    Dziękuję za Twoje pisanie...
    Pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Joanna. Nie wierzę w ślepy los i przypadki. Z różnych wydarzeń i "zbiegów okoliczności" bardzo często czerpię dla siebie naukę i czuję się "naprowadzana". Anioł Stróż próbuje codziennie pomagać mi w zwykłych sprawach poprzez różne natchnienia. Jak z nich korzystam, bardzo mi to ułatwia życie, ale jak zlekceważę, muszę się dwa razy więcej napracować. Dzięki, że jesteś. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Maryja - Królowa Polski