Posty

Adwentowe MY

Kolejny adwent w naszym życiu mruga do nas ciepłym płomyczkiem pierwszej adwentowej świecy. Adwent to oczekiwanie i to nie takie oczekiwanie, jak dziecko czeka na prezent od św. Mikołaja, bo prezent jest niespodzianką, zaskoczeniem, czymś nieprzewidywalnym. Oczekiwanie na Zbawiciela dla Żydów  było poprzedzone przepowiedniami proroków i Bożą obietnicą. Wiedzieli na kogo czekają, nie wiedzieli natomiast, kto to ma być i co konkretnie ma im przynieść. My, chrześcijanie poszliśmy krok dalej. Nasze oczekiwanie jest bardziej konkretne. Znamy Jezusa z kart Pisma św., z Bożego objawienia, a jednak czekamy. Trochę tak, jak czeka kobieta w stanie błogosławionym na narodzenie swojego maleństwa. Obcuje z nim, czuje jego ruchy pod sercem, widzi podczas badań USG, czyta mu bajki, śpiewa i mówi do niego. To oczekiwanie przybiera na sile i staje się z biegiem czasu niecierpliwe i pełne tęsknoty. Cała rodzina zaczyna tęsknić i nie może doczekać się dnia narodzin. Tak właśnie czekamy na Jezu

Nie zmarnowane cierpienie

Nie zmarnowane cierpienie   Święto zmarłych i cały listopad nastraja do rozmyślań nad życiem doczesnym, życiem wiecznym, sensem życia, a czasem też nad sensem cierpienia. Właśnie cierpieniu chciałam poświęcić ten artykuł. Nie lubimy tego słowa i chętnie wykreślilibyśmy je ze słownika. Cierpienie, czy fizyczne, czy też psychiczne kojarzy się najczęściej z bólem, dopustem Bożym, czasem zwątpieniem w Bożą opiekę. Chętnie odsunęlibyśmy je daleko od siebie, szukając środków przeciwbólowych, terapeutów, czy też używek typu alkohol. Czy można pokochać swoje cierpienie? To pytanie wykracza mocno ponad racjonalne spojrzenie ludzi niewierzących. To pytanie z rodzaju: czy można pokochać swój krzyż? Chrześcijanie mogą, a nawet powinni przymierzyć się do takiego pytania. Chrystus sam zachęca: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24) . Po co mamy cierpieć niedogodności, ból, rozterki, kiedy może być przy

Practise, what you preach

Wiecie, czego dzieci nie lubią u rodziców? Co je dezorientuje i wybija z rytmu życia? Nie zakazy, lub nadmierna surowość, czy brak wolności. Nie to, a brak konsekwencji! Jeśli dziecku coś obiecujemy - należy dotrzymać obietnicy! Ono ma pewność, że kto, jak kto, ale rodzic dotrzymuje słowa. Jeżeli nałożymy karę - nie powinno się jej zmieniać lub odwoływać. Liczy się tu nie tyle dotkliwość kary, lecz konsekwencja jej wyegzekwowania. Jeśli natomiast w obu przypadkach istnieje uzasadniona przyczyna niedotrzymania umowy, należy obowiązkowo wyraźnie dziecku wyjaśnić powód. Jeżeli natomiast sromotnie się pomyliliśmy w stosunku do dziecka, skrzywdziliśmy je słowem albo czynem musimy mieć odwagę przyjść, przyznać się do winy i przeprosić. Nie stracimy w ten sposób autorytetu rodzicielskiego ani nie będzie to przejaw naszej słabości. Utrwali to naszą wiarygodność i autentyczność. Jest takie powiedzenie w jęz. angielskim: PRACTISE, WHAT YOU PREACH. Postępuj zgodnie z głoszo

O śmierci z dziećmi

Temat śmierci wraca i pojawia się cyklicznie w naszym życiu nie tylko przy okazji świąt Wszystkich świętych i Zaduszek. To bardzo trudny temat do rozmowy z dziećmi w momencie śmierci kogoś bliskiego. Nie da się o tym mówić, gdy się cierpi po stracie ukochanej osoby. Nie da się też słuchać. Wtedy można jedynie milczeć i kochać. Kochać zmarłą duszę odchodzącą w objęcia swojego Stworzyciela i modlić się za nią. Kochać tych, co zostali i współodczuwać z nimi. Trwać przy nich. Darować im swoją nienachalną obecność. O śmierci trzeba rozmawiać, gdy uczucia przygasną. W sposobnych chwilach mówię dzieciom o śmierci jako o przejściu i bramie. To nie jest tak - tłumaczę, że człowiek umiera na wieki i choć go nie widzimy, nie dotykamy, tak jak Jezusa, Maryję, czy świętych - oni z nami są. Niewidzialni obecni, potrzebujący modlitwy bardziej jeszcze niż tu na świecie. Moja przyjaciółka poświeciła się opiece swoim chorym rodzicom. Kochała ich i spędzała z nimi życie. Nie umiała ułożyć sobie sw

Kraj Maryi

W dniu 11 listopada, jak i podczas wszystkich świąt narodowych zastanawiamy się nad tym, czym jest dla nas  ojczyzna, czy to słowo dla nas coś znaczy, czy może jest już w dobie globalizacji przebrzmiałe. Nie ma się co czarować, przebrzmiewa ono w kolejnych młodych pokoleniach. Prawnuki nie pamiętają pradziadków i prababć, którzy oddawali życie za Polskę, nie przywiązują wagi do symboli narodowych. Nad ojczyznę cenią sobie wyjazd za granicę, by się tam kształcić, pracować i tam układać sobie życie. Słowo „ojczyzna” staje się pustym sloganem, wspominanym tylko przy okazji świąt państwowych. Trudno się dziwić. Młodość nie potrzebuje socjału, żeby żyć na garnuszku państwa. Młodość potrzebuje rozwijać skrzydła, sięgać chmur, zdobywać to, co do tej pory niezdobyte i iść w nieznane, by okiełznać swój świat. Nie zatrzymają jej obietnice ileś tam plus. Pokolenie socjalistów wychowało pokolenie współczesnych 40-50 latków, którym za wszelką cenę starało się zapewnić rodzinie byt w trudn

Jaki jest świat naszych dzieci?

Czy wiecie co porabiają Wasze dzieci w czasie wolnym? Czy przeglądacie ich czasopisma, które z zapałem im kupujecie, dumni, że dziecko zagłębia się w ulubionej gazecie? Czy oglądacie razem z nimi choć jeden odcinek serialu, które dziecko śledzi? A może spoglądacie zza ramienia w jakie gra gry komputerowe? Warto poświęcić trochę czasu dziecku, gdy jest jeszcze w wieku wczesnego dojrzewania, aby być na bieżąco z tym, czym ono żyje, alby móc zawczasu je korygować, wyjaśniać i uczyć życia. Proponuję, by dać dziecku POWOLI dojrzewać do różnych rzeczy. Nie przeskakiwać pewnych etapów życia. Córeczka nie musi być super trendy, bo mama uwielbia ją stroić. Nie musi w wieku 12 lat malować paznokci, ani za wcześnie zacząć korzystać z makijażu.  Dziewczyny w wieku podstawówkowym powinny ubierać się ładnie, ale skromnie, a nie przychodzić do szkoły ubrane jak miss na wybiegu, albo nosić ciuchy nieodpowiednie do swojego wieku. Farbowanie włosów i robienie tatuaży na wakacjach u małych dziew

"Widać, jesień się zbliża..."

Obraz
Są bajki, które nigdy się nie starzeją. Mój mąż tak ma z Muminkami. Ja kocham Narnię. :) Towarzyszą nam w naszym dzieciństwie, następnie, z krótką przerwą, wracamy do nich jako rodzice z każdym dzieckiem od nowa, a potem na pożegnanie rozczytujemy się i rozsmakowujemy w nich z przyjemnością jako dziadkowie (liczę że doświadczę kiedyś tego ostatniego przyjemnego etapu także). "Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę. Taki wymarsz jest zawsze nagły. W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt zbielałej trawy. Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się p