Moda z kościelnego wybiegu
Moda kościelna to temat, na który można barwnie
i długo się rozpisywać. Co mnie skłoniło do podjęcia tej kwestii? Wstyd się przyznać, ale ostatnia niedzielna
Msza św., a raczej brak skupienia na niej spowodowany niefrasobliwie frywolnym
strojem jednej z pań.
Usiłuję z uporem maniaka wpoić moim dzieciom jedną zasadę: do kościoła na
Mszę św. idziesz na WAŻNE spotkanie, w związku z tym ubierz się stosownie do
niego. Nie chodzi tu o rewię mody, aby wszyscy widzieli jakim się jest bogato wystrojonym.
Wygląd ma być wyrazem szacunku dla Boga
i dla ludzi, którzy przychodzą razem z Tobą się modlić. Są stroje przeznaczone
na różne okazje. Ja jestem zwolennikiem teorii, by tych okazji nie mieszać.
Często wracam moje pociechy w pół drogi widząc jak się poubierały.
Gdy idziemy na egzamin maturalny, rozmowę o pracę ubieramy
się w odpowiedni sposób. Schludnie i elegancko, nie ma w tym stroju przesadnej
ekstrawagancji. Wiemy, że będzie to ważne spotkanie, wiec nie wkładamy
wymiętego podkoszulka i wytartych dżinsów lub spodenek, nawet w upalny dzień. Płeć
piękna nie wkłada wtedy skąpej minisukienki albo legginsów. Podświadomie
czujemy, że nie wypada. Dlaczego więc nie każdy intuicyjnie to czuje wybierając
się do kościoła?
Wiele panów ubiera się do kościoła jakby właśnie szło z dzieckiem do
piaskownicy, albo, co gorzej, na plażę. Poważni mężczyźni po dogłębnej analizie
potrafią ubrać "gustowne" bermudy, "eleganckie" sfatygowane
dżinsy, albo stylowo wygnieciony podpocony T-shirt. Natomiast w przypadku pań
można na podstawie stroju napisać doktorat dotyczący tak gustu, jak i braku
samokrytyki w ocenie doboru garderoby. Tu dowolność jest często mocno szokująca: od
odkrytych pleców i dekoltu począwszy, na odkrytych nogach po same pośladki gwałtownie
skończywszy.
Ja, mając taką panią w zeszłą niedzielę przed oczami, zapomniałam
po co przyszłam do kościoła i zastanawiałam się w kółko czy ona wie, w jakim
celu ona przyszła, zajęta poprawianiem fryzury. Oglądając bezczelnie każdą
niedoskonałość jej figury nie zauważyłam jak przeleciała mi liturgia słowa. Pani
czując na sobie skupiony wzrok ócz wielu zaczęła ze zwielokrotnioną
częstotliwością obciągać nie dającą się obciągnąć kusą kiecuszkę. Krągłości
roznegliżowane od pasa w górę osłaniały jej wstydliwie bujne czarne włosy. Wyszłam po skończonej Mszy św. rozproszona,
zniesmaczona i wkurzona na siebie, że pozwoliłam sobie na oceniające głupie
myśli pod jej adresem i puszczałam wodze fantazji, co myślą panowie, którzy przecież też
mają oczy i studiowali z lubością wdzięki owej bieduli.
Po co to wszystko piszę? Bo pragnę zwrócić uwagę na to, że
tak, jak jesteśmy odpowiedzialni za swoje słowa, tak również oddziałujemy na
ludzi swoim strojem i zachowaniem. Może ktoś mi zarzucić, co mnie to obchodzi?
Nie moja sprawa. No trochę moja, bo wchodząc między ludzi jesteśmy także
odpowiedzialni za to, jaki wkład – ujemny, czy dodatni wnosimy w tę społeczność
w danym momencie: słowem, zachowaniem, strojem. Jesteśmy istotami społecznymi i w społeczeństwie funkcjonujemy.
Nie to jednak jest najważniejsze. Jeśli już wybieramy się do
Kościoła na Mszę św., idziemy na SPOTKANIE
i ROZMOWĘ z najważniejszą OSOBĄ jaka istnieje we wszechświecie. Dla
Boga, od którego zależy tak wiele w naszym życiu, powinniśmy chcieć ubrać się
najpiękniej i najbardziej Jemu się podobać. Msza św., szczególnie niedzielna i
świąteczna, jest UCZTĄ. Zadajmy sobie
pytanie, jak ubralibyśmy się na wyjątkowo uroczystą ucztę i czy nasze dzieci
uczymy właśnie takiego podejścia?
Hm, ja nie mam tego problemu, u mnie w parafii (nie licząc mszy dla dzieci) średnia wieku osób na Mszy to 60 lat
OdpowiedzUsuń