Jako kobieta, jako żona.

Niedziela. Stoję przed lustrem. Make up przed wyjściem. Wypróbowuję nową szminkę. Córka spogląda na mnie.
- Wiesz co? Dziś nienajgorzej się pomalowałaś.
"Ekspertka się znalazła", przeszło mi przez myśl. Spojrzałam na nią z zainteresowaniem, powstrzymując z całej siły śmiech, żeby nie speszyć domorosłego eksperta.
- A dlaczego podoba ci się dziś bardziej mój makijaż? - zapytałam podejmując ryzyko odpowiedzi.
- Taki śmielszy i mocniejszy ten makijaż niż zwykle - odparła.

Aha.

Ta krótka wymiana zdań skłoniła mnie do pewnej refleksji.

Dla kogo się malujemy i stroimy? Dla kogo my, panie, chcemy wyglądać pięknie?
Tutaj padłoby kilka różnych odpowiedzi: żeby w pracy wyglądać dobrze, żeby sąsiedzi, żeby koleżanki, koledzy dobrze mnie oceniali... Takich "żeby" jest dużo. Ja też takich "żeby" mam sporo.
Ale jest jedno najważniejsze "żeby", które od pewnego czasu stało się dla mnie najistotniejsze.
Tym pierwszorzędnym "żeby" jest mój Mąż.
To, że sakrament małżeństwa nas wiąże - zgadza się. To, że ma mnie kochać i być wiernym aż do śmierci - to prawda, ale nie oznacza to, że ja nie muszę się starać, by być dla Niego ciągle piękna, atrakcyjna i zadbana. Sakrament małżeństwa nie zwalnia mnie z tego, by w domu wyglądać jak "kocmołuch" z kołtunem na głowie. Nie znaczy, że mogę paradować w powyciąganych kilkuletnich dresach, czy legginsach przetartych na zadku i kolanach, bo nie muszę nigdzie wychodzić i otaczają mnie sami swoi.

Jeśli chcę, aby mój Mąż ciągle "świata poza mną nie widział", jeśli pragnę, aby był dumny, że jestem Jego żoną, muszę o to zadbać i muszę się do tego przyłożyć. Co więcej, jeżeli zależy mi na tym, aby czuł się ZASZCZYCONY, że to Jego właśnie wybrałam kiedyś spośród pęczka adoratorów, to nie mogę teraz spoczywać na laurach, licząc na to, że będzie o tamtych czasach stale pamiętał. Jak wiadomo, pamięć bywa zawodna, problemy dnia codziennego sprawiają, że wszystko powszednieje, a "konkurencja" nie śpi, szukając łatwego łupu. ;)

Co zatem? Trzeba czuć swoją wartość, być świadomą piękna, które nie przemija z wiekiem i nie osiadać na laurach. Jest to rodzaj OBOWIĄZKOWEGO pielęgnowania relacji małżeńskich z mojej strony i nie wymyśliłam sobie tego na poczekaniu, ale doszłam do tego na bazie własnych doświadczeń. Mąż także pragnie doświadczać uczucia, że mnie na nim zależy, że ciągle się dla niego staram pomimo miliona obowiązków zawodowych i domowych. Jest to dla Niego także dodatkowa motywacja, by i mnie okazywać swoją miłość na co dzień.

Natomiast, gdy szanowny Małżonek widzi, że żona dla niego chce być elegancka, podnosi swoje domowe standardy, sam zaczyna dbać o siebie, bo przecież tak jakoś nie bardzo wypada wyglądać przy niej jak "łachmaniarz". :)

Są jeszcze inne wartości dodane takich praktyk i zwyczajów. Mam nadzieję - pozytywny wpływ na dzieci, a w szczególności córkę, która w domu ubiera się ładnie i dostrzega każdą zmianę na lepsze w wyglądzie mamy. ;)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?