Cudowna linka holownicza

Postanowiliśmy w przypływie wewnętrznego ponaglenia ponadrabiać zaległości w odpoczynku podczas ferii i ruszyliśmy na stok, przy okazji zahaczając o piękne lodospady w Rudawce.

Mąż wlókł nas do tej Rudawki po zapadłych wiochach. Tak to jest, jak się zbytnio ufa GPSowi. Miejsce docelowe: PGR w Rudawce.
Gdy z każdym kolejnym kilometrem czułam, że szczęka rozregulowała mi się w zawiasach, ujrzałam krowy. Jest! Piękne stado czerwonych krów pieściło moje oczy. Ponadto duża ilość zaparkowanych aut przy drodze potwierdzała znalezisko.

- O! Zaparkujemy tutaj. - zadecydował mój ślubny i w momencie, gdy skręcał kierownicą poczułam, że będzie źle.
Przekonany, że nasze auto umie jeździć po pionowej ścianie, gdy trzeba, wjechał na muldę, zmrożonego na przydrożnej fosie, śniegu. Auto zawiesiło się na podwoziu, a koła wesoło obracały się w powietrzu...

By ratować sytuację mąż rzucił się do bagażnika. Z braku innych przydatnych akcesoriów pochwycił deskę snowboardową i............nuże oną deską ciupać śnieg pod autem.

- Co ty wyprawiasz??? Deską??? - krzyknęłam przerażona
- A czym mam to robić? Tylko to się nadaje! - odkrzyknął przekonany o dobrym wyborze.
- Idź do gospodarza i pożycz jakąś łopatę. Przecież domów wkoło całkiem sporo. - namawiałam uparcie, licząc, że syn jeszcze dziś na tej desce pozjeżdża na stoku.

Poszedł. Za paręnaście minut wrócił z łopatą i wraz z synem próbowali opuścić auto ciut niżej.
Ja za kierownicą modliłam się o cud, co jakiś czas próbując jechać to do przodu, to na wstecznym.
Samochody już od dłuższego czasu beznamiętnie mijały nas w obie strony, a krowy przyglądały się naszym chaotycznym ruchom z rosnącym zaciekawieniem.

W pewnym momencie zatrzymał się obok nas samochód. Wysiadło dwóch mężczyzn i zaproponowało pomoc. I od tej pory sprawy potoczyły się szybko. Panowie podpięli nasze auto na hol i wyciągnęli na drogę. Znalazł się inny miły pan, który pomógł kolektywnie popchać i wyratować nas z tej biedy.

-Dziękujemy bardzo za pomoc - mąż uścisnął dłoń życzliwego kierowcy.
- Nie ma za co. - odparł tamten. -Panie, my te linke kupili parę godzin temu. Tak bez powodu, niech leży, a może kiedyś się przyda - dodał...

Tak często domagamy się od Boga ingerencji bezpośredniej, natychmiastowego cudu. Bum! Czary mary i niech mi się stanie. Rozczarowuje nas, albo frustruje to, że nie ma efektu "łał".

A Pan ma swoje metody. Jednemu uczyni cud, a drugiemu podeśle innego człowieka na pomoc...z linką holowniczą zakupioną chwilę wcześniej.

Ważne, byśmy mieli oczy szeroko otwarte na LICZNE cuda pośrednie. Gdy inni wyświadczają nam dobro w służbie (czasem nieświadomej) Opatrzności, nie bądźmy zaślepieni w oczekiwaniu na coś innego. Jak to dobrze, że mamy Aniołów Stróżów!

I za to: chwała Panu! :)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?