Wierność aż po grób ...

Ludzie, bądźcie sobie wierni!!!! Bądźcie wierni swoim zasadom, swojemu słowu danemu Bogu, bliźniemu i samemu sobie!
Co ma mieć w życiu sens, jeśli przestajemy być wierni? Kim się stajemy?


Młodzi ludzie żyjący razem na próbę, dla fanu i wygody nie będą mieć 100 % pewności, że ten związek się nie rozleci. Nie dają sobie nawzajem takiej gwarancji. Wszystko jest kwestią chwili, humoru, przejściowej emocji.

Młode małżeństwa, które po bardzo krótkim stażu rozchodzą się, bo przestało im się podobać być razem. Przecież jeszcze się nawet nie dotarły we wspólnym życiu. Jeszcze nie przeszły przez poważne kryzysy. Myślą, że w kolejnym związku będzie inaczej i nie będzie problemów?

Dojrzałe małżeństwa, w które wkrada się znudzenie drugą osobą. Zdrada ... jak robak toczy piękny owoc pobłogosławiony przez Boga.

Zdarzają się nieraz przypadki, gdy małżonkowi zaszumi w głowie, zgłupieje, coś poczuje do innej osoby. I CO Z TEGO?????!!!!! Da się nad tym zapanować!!! DA się wytrwać w wierności pomimo wariujących myśli, uczuć i emocji. To kwestia czasu i świadomego podjęcia postanowienia: trwam w wierności mojej. To nie emocja, a twarda wola powinna być dominantą w takich sprawach.

Ciągle chcemy, żeby nam w życiu było ZA łatwo. Żeby się nie przemęczyć, żeby się nie natrudzić.
Dajemy wodzić się naszym zmysłom za nos. Dajemy im pomiatać sobą. Szmacimy się i wielokrotnie tracimy twarz.

Konieczność zaspokojenia naszego EGO jest tak wielka, że zapominamy o innych, a co gorsze - krzywdzimy ich TRWALE!!! Trwałe niszczenie drugiego człowieka jest ceną Twojego szczęścia EGOISTO, pomyśl czasem zanim powiesz, że masz prawo do SWOJEGO prywatnego szczęścia.

Kosztem dzieci, żony, czy męża. A może warto by PRÓBOWAĆ naprawić stary związek, zanim się go zwyczajnie "zezłomuje"? Zanim złamie się życie ludziom, którzy od Ciebie zależą, zanim dojdzie do nieszczęścia może choć raz spójrz NIE przez pryzmat własnego ego.

Nie będzie łatwo, będzie bolało. Odezwą się stare zranienia, ale GWARANTUJĘ Ci - uda się!!! Uda się, bo towarzyszy wam sakrament małżeństwa.
Jeśli obie strony się postarają i nie ma w Waszym domu patologii i bardzo poważnego nałogu - to UDA się!!!

Nie rezygnuj! Życie jest za krótkie by przeżyć je jak szmaciarz, nieudacznik i karykatura człowieka.
Daj sobie i współmałżonkowi szansę, bo Bóg daje ją Wam nieskończenie wiele razy, choć nie raz miałby powód by opuścić karzącą rękę.

Wysiłek włożony w odbudowę (co oznacza także stanięcie w prawdzie, rezygnację z żądań i wymagań) zaprocentuje i ożywi to, co martwe. Tylko obie strony muszą tego bardzo chcieć i współpracować.

Często, gdy dowiaduję się o kolejnym zniszczonym małżeństwie przypomina mi się moja koleżanka za studiów. Mieszkałam z nią w akademiku. Wybierałyśmy się na święta Bożego Narodzenia do domu. Zagadnęłam ją:
-Kasia, jak spędzasz święta?
Spojrzała na mnie smutno i odparła: - A wiesz, że jeszcze nie wiem.
-Jak to? - zapytałam zdziwiona.
- Cóż, moi rodzice się rozwiedli, każde z nich założyło swoją nową rodzinę, mają dzieci. Z pierwszego związku jestem ja i brat. Tata ma już nowe życie, mama także. Niby nas kochają, ale my nie mamy swojego domu. Czuję się jak gość u każdego z nich, jak sierota...

Współczesne sieroty żyjących rodziców... Czy rodzice zastanawiają się na jaką tułaczkę je skazują?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?