Nie godni, aby żyć???

Potrzeba wygodnego życia u coraz młodszego pokolenia wywołuje problemy z zajmowaniem się starszymi rodzicami.

Ich starość, niedołężność, ich skleroza i liczne choroby powodują, że niedołężnym rodzicom trzeba poświęcić trochę więcej uwagi, zainteresowania, niż zazwyczaj. Czasem trzeba zawieźć do lekarza, a czasem posprzątać w domu, lub zwyczajnie posiedzieć wspólnie przy herbatce.

To nieprawda, że "starość się Bogu nie udała". Starość została przemyślana, tak jak każdy etap w życiu człowieka. Ma na celu zwolnić tempa, wesprzeć modlitwą i cierpieniem bliskich, pozwolić dzieciom na to, by teraz one zatroszczyły się o rodzica. Ma też na celu zbliżyć się do Boga i uporządkować sprawy duchowe, które kiedyś zostały "zamiecione pod dywan".

W praktyce bywa różnie. Starsi nie mogą odżałować niegdysiejszej aktywności, niezależności i żyją w ciągłym niezadowoleniu. A młodzi ....

-Proszę pani, syn mnie tu przywiózł. Ale ładne miejsce synku to nowe hospicjum. Będziemy tu razem śpiewać majówki. - starszy pan z entuzjazmem zaintonował litanię.

Parę dni później już nie okazywał zapału. Za każdym razem, jak moja mama odwiedzała umierającego na raka brata, sąsiad z łóżka obok miał się coraz gorzej. Przestał rozmawiać, głównie leżał, patrzył tępo w jedno miejsce.

- Ma pani dziś pierogi? - Zapytał sąsiad z drugiego łóżka.
- Nie robiłam dzisiaj. Mam tylko zupę. - Odparła mama.
- Ale jutro przyniosę - Dodała.
Na następny dzień "sąsiad", widząc moją mamę w drzwiach natychmiast się podniósł z łóżka, w pampersie, tak, jak leżał przyszedł i uśmiechnął się na widok pierogów.
Tym razem były. Jadł z lubością.

Umieralnia dla starych ludzi. Zapach kału, moczu, potu i cierpienia. Nie ma tam miejsca na litość pielęgniarek. Na zwykły ludzki gest. Jeśli nie masz rodziny, która przyjdzie, zadba, nakarmi, zatroszczy się - szybko przestaniesz cieszyć się tym, że jeszcze żyjesz na tym świecie.

Nie chcesz jeść? Trudno, zabieramy talerz. Nie ma czasu, żeby nakarmić. Może pan iść za potrzebą? Nie ma potrzeby, nie będziemy się bawić w przeprowadzanie. Masz pan pampersa.

Miejsce to stwarza warunki dla chorych - warunki do otępienia, smutku, rezygnacji. Idealne warunki do umierania.

Czasem warto pomyśleć, czy tata lub mama nie zasługują na odrobinę człowieczeństwa, gdy nie mają już siły.
Czasem warto pomyśleć, że pracując w takim miejscu naznaczonym cierpieniem nie wystarczy tylko dać pampersa i środki znieczulające ból.
Bólu osamotnienia nie da się znieczulić.

Czasem warto, by kapłan przyszedł nie tylko ze spowiedzią i komunią św. I od razu uciekł do innych spraw. Czasem potrzeba, by przyszedł tam z sercem, poświęcił trochę czasu, wniósł otuchę i chwilę uwagi.

Tam życie nie pędzi, jak za murami. Tam życie się zatrzymuje codziennie na innym łóżku.

Było by cudownie, gdyby starszy, chory człowiek z powykrzywianymi od reumatyzmu dłońmi leżącymi na kołdrze mógł swoje ostatnie godziny spędzić w domu, na łóżku pod świętym obrazem. By mógł pouczestniczyć choć jeszcze trochę w życiu rozpędzonych ludzi. By mógł pogłaskać główkę wnuka. By miał mu kto włożyć w momencie przejścia gromnicę do rąk i przy umierającym odmówić różaniec albo koronkę do Miłosierdzia Bożego.

Pamiętam, jak dziadkowie dopraszali się o chwilę uwagi pod koniec życia. 

To czas fizycznego wyciszenia, przykucia do łóżka, zniedołężnienia, ale jest to też czas intensywnego przygotowania na Spotkanie.
Czas rachunku sumienia, przebaczenia, przeprosin i pożegnań. Ciężko starszemu człowiekowi w samotności albo wśród ludzi obojętnych, których nie stać na życzliwość.

Dzisiaj oni, jutro ty. Jutro przychodzi szybciej, niż myślisz.

Komentarze

  1. Jako zapędzone dziecko aktualnie realizujące potrzebę wygodnego życia chcę się zapytać, jaki morał z tego tekstu? Mój ojciec od 10 lat ma nowotwór, przeszedł 6 operacji, aktualnie jest w szpitalu. Nie wyobrażam sobie, że mógłby leżeć w domu - bez znieczulenia, bez kroplówkowego odżywiania, bez fachowej pomocy i bez możliwości wezwania kogoś w każdej chwili. Gdyby leżal w domu, umarłby te 10 lat temu wyjąc z bólu i nie byłby w stanie utrzymać tej gromnicy ani się w żaden sposób wyciszyć. Główki wnuka tez by nie poglaskał, bo najbliższy wnuk mieszka 150 km stąd i pojawia się okazjonalnie, dwa razy do roku.

    Realia opieki nad starszymi i schorowanymi rodzicami nie są takie proste. Przecież muszę z czegoś żyć, pójść do jakiejś pracy, wyjsć na jakieś zakupy - nawet nie mając swojej rodziny i poświecając polowę życia na opiekę nad ojcem i matką zwyczajnie nie wyrabiam. To jest potrzeba wygodnego życia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję Ci sytuacji, w której się znalazłaś. W którym miejscu jednak krytykuję ludzi, którzy oddają śmiertelnie gorycz rodziców do hospicjum? Poddaję tylko pod rozwagę fakt, że jesteśmy odpowiedzialni za dobre traktowanie starszych ludzi. Należy im się dobre słowo, rozmowa, odwiedziny w szpitalu. Wyobraź sobie siebie w takim miejscu i takim położeniu przez 10 lat. Piszesz emocjonalnie. Też kiedyś tak emocjonalnie podchodziłam do spraw, ktore wymagały ode mnie przemyślenia na nowo. Skoro odpisalaś, to ten wpis dał Ci do myślenia. Mnie bliżej wiekowo do Twojego taty prawdopodobnie. Życzę całej Twojej rodzinie siły, łask i błogosławieństwa Bożego.

    OdpowiedzUsuń
  3. masz pod osiemdziesiątkę? to gratuluję. na zdjeciu nie widać.

    nie mam sily nad niczym myśleć, właśnie wrócilam ze szpitala - od 8.15 do 10.00. Za dwie godziny pójdzie mama, ja kolo 17.00 do 19.00. W międzyczasie trzeba pracować... Powinnam coś zjeść, ale chce mi sie tylko plakać i wymiotować, nie wiem, co bardziej. Tam muszę być silna, pęknąć mogę sobie w internecie. To pękam.

    tydzień temu slyszalam slodkie kazanie na temat, jak to starsi ludzie powinni umierać w domu. Argumentacja podobna - wnuki, gromnica, coś tam. Naprawdę mną trzęsie jak słyszę takie rzeczy. Jaka gromnica, jakie wnuki? Czy ci, którzy mówią takie kazanie, widzieli, jak człowiek umiera na raka?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie wzorem jest ks. Jan Kaczkowski, jego mądrość, miłość i podejście. Ten wpis to raczej rewizja mojego życia, próba zmierzenia się ze starością moich rodziców i teściów, ze sprawami ostatecznymi. Jestem świeżo po pogrzebie wuja. To nie krytyka ale autorefleksja. Nie wiem jak bym się ja zachowała w takiej sytuacji, jak Ty. Podziwiam Twoje zaangażowanie. Każdy ma inną historię i by ją zrozumieć trzeba rozmowy, a nie suchych komentarzy, które niczego nie wyjaśniają, a łatwo za to o scysję. Będę o Tobie i Twojej rodzinie pamiętać w modlitwie.
    Ps. Nie jestem po 80-tce ;) Ale bardziej myślałam, że Ty jesteś po 20-tce. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. blisko mi pięćdziesiątki. z 15 lat do emerytury jeszcze... nie mam pojęcia, jak to dopracuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam dużo doświadczenia w tym temacie, opiekowaliśmy się leżącą Mamą przez osiem lat, nie oddaliśmy jej nigdzie, ale wszyscy byliśmy u kresu wytrzymałości.
    Tato spędził ostatnie trzy tygodnie życia w hospicjum, wtedy gdy nie połykał nawet łyżeczki wody bo nowotwór zaatakował wszystko. Miał tam cudowną opiekę, byliśmy tam codziennie, Msza św, kapłan z Eucharystią, cudowne świeckie pielęgniarki i Siostry Zakonne. Przekonałam się wówczas, że hospicja bardzo się różnią od szpitali. Do dziś jestem wdzięczna Personelowi, że potrafili pomóc Tacie w tych ostatnich dniach życia. Każda sytuacja jest inna, każdy człowiek jest inny. Nigdy nie zgodziłabym się na to, by moje dzieci musiały poświęcić wszystko i zajmować się mną dzień i noc bez przerwy...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci mialy non stop zajmować się mną na starość. Wolałabym raczej pomagać im w wychowaniu wnuków. :)
    To bardzo pocieszające, że istnieją placówki, gdzie człowiek nie jest tylko jednostką chorobową. Oby było ich jak najwięcej.
    Moje obie babcie i dziadek byli w domu. Ale też nie wymagali specjalistycznej aparatury. Rodziców kosztowało to wiele wysiłku. Ale z pomocą przychodziła też rodzina. Jako 14-letnia dziewczyna zmieniałam babci pampersy, gdy wracałam po szkole. Było to dla mnie tak normalne i oczywiste, że babcią trzeba się zająć. Dzięki temu inaczej patrzyłam na starszych, niedołężnych, albo obłożnie chorych. Było to barfzo cenne doświadczenie dla młodej dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?