Opowiem Wam pewną historię...

 On z południa Polski a ona z centralnej części. Połączył ich św Józef, do którego modlili się wiernie przez cały czas o dobrego współmałżonka. Połączył ich także kościół, do którego oboje chodzili i kolega, którego oboje znali.

Ta para była szczęśliwa, obleczona w narzeczeństwo, którego dowodem był pierścień na ręce, powód do dumy dla obojga. Dla niego, ponieważ przyjęła oświadczyny, a dla niej, ponieważ pewien chłopak pokochał ją jak nikt. Gdy zapadła decyzja o ślubie a przygotowania, wzajemne plany i uzgodnienia nabrały rumieńców. Gdy mieszkanie było już wynajęte i czekało na młodych małżonków, a większość spraw już pouzgadniana, w ich historię wkradł się on - książę piekieł. Obie rodziny poróżniły finanse, różnica zdań, zbyt impulsywne zachowanie narzeczonego, chęć dominacji matki panny młodej nad młodym chłopakiem, który chowany był na głowę rodziny. Panna Młoda nabrała niepewności co do zamążpójścia i wiadomo już było, że wszystko pójdzie nie tak… wesele zostało odwołane i goście powiadomieni. Na szczęście Bóg miał inny plan, a kapłan, który miał udzielić ślubu, czuwał nad młodymi wspierając ich modlitwą i radą. Rzesza ludzi skupiła sie na żarliwej modlitwie za młodych. -Tato, czy gdybyś był na moim miejscu a na Blanki miejscu mama, do walczyłbyś o nią do końca? - Walczyłbym. Jedź, porozmawiajcie ostatni raz. Dzień przed ślubem zapadła ostateczna decyzja. Przemodlona przez narzeczonych. - Chcemy być razem. W pierwszą sobotę miesiąca, w godzinie Miłosierdzia odbył się cichy ślub w gronie najbliższej rodziny. Piękna Msza św sprawowana przez ich kierownika i orędownika duchowego. Wymowne kazanie uszyte na miarę ich sytuacji. Pan Bóg odarł tę uroczystość ze światowego materializmu, pompy i przepychu. Zabrał i zniszczył to, co stało się powodem do kłótni między rodzinami, pomógł uszanować sierpniowy miesiąc trzeźwości i dał młodym małżonkom największy skarb - sakrament na wieki. W czasach, gdy małżeństwo nie jest wartością a ślub katolicki to przeżytek, oni podjęli się budować to dzieło swojego wspólnego życia. - Mamo, jestem bardzo szczęśliwy. Kocham Cię. Czy warto było przejść przez krzyż nieporozumień, smutku, zmęczenia, gdy budziliśmy się rano z niedowierzaniem, że to się dzieje? Tak, warto było, jeśli pojawiło się prawdziwe i święte nowe małżeństwo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Maryja - Królowa Polski