Posty

Wielofunkcyjna

Spotkałam kiedyś pewną kobietę o wielu wspaniałych cechach. Gdy wstawała z łóżka na pierwszy dźwięk budzika, spoglądając na nowy dzień zaczynała swoje codzienne odliczanie: - tryb zadaniowy - włączony -tryb wielofunkcyjny - działa -podzielność uwagi -  na miejscu.  Można zaczynać dzień. Wcielała sie w rolę księgowej, bankiera, sprzątaczki, kucharki, nauczycielki, fryzjerki, kierowcy, psychoterapeutki oraz niańki własnego męża. Mężczyźni zawsze jej tłukli do głowy, że ich trzeba zrozumieć, że sami sie nie domyślą. Starała się łączyć cały świat domu i pracy, spinać wszystkie galaktyki w jedną całość. Nikt nie zauważał jej trudów, jak nie zauważa sie powietrza, które, choć niezbędne do życia, jest niewidoczne. Przyszedł dzień jej urodzin. Zawsze przeżywała go wyjątkowo głęboko. Patrzyła w przeszłość, podsumowywała życie. Mąż po pracy wkroczył dumnie w próg i obwieścił, że kupił jej zmywarkę w prezencie. Wtedy zapytała go, czy 30 lat po ślubie zna jej marzenia, czy wie, cz

Adwentowa pustka

Kolejny adwent... i znowu próbuję wszystko ogarnąć, być na czas, na miejscu, pomyśleć za kogoś, pomodlić się za innych. Wewnętrzny natręt ponagla ciągle: przypomnij, pamiętaj, zadzwoń, załatw, wysłuchaj. Stale w biegu i z wyrzutami sumienia, że za mało, że niedbale, że po łebkach... I znowu chcę podejść ambitnie i przeżyć głęboko, nie płytko. Trzy rodzaje różnych rozważań adwentowych i przy tym zero czasu na roratnie Msze św. I to poczucie, że wszystko nie tak, że się rozłazi, że na łapu-capu, choć ciągnę ten majdan codziennie z mozołem. Gdzie jesteś? Czy znów Cię przegapiłam? Dlaczego taka cisza po Tamtej stronie? Gdzie jesteś? Cała chodzę w nerwach, bo nie wiem co mam ze sobą robić... Każdy w czymś uczestniczy... A to rekolekcje, a to ciekawe dni skupienia. Każdy gotowi się, a ja jak ta panna, która zapomniała oliwy miotam się i biegam.. A Tam cisza... Cisza. Może właśnie cisza jest moją drogą na ten adwent ...ciągle ta myśl nie daje mi spokoju. Odpuszczam, każdy ma

Adwentowe MY

Kolejny adwent w naszym życiu mruga do nas ciepłym płomyczkiem pierwszej adwentowej świecy. Adwent to oczekiwanie i to nie takie oczekiwanie, jak dziecko czeka na prezent od św. Mikołaja, bo prezent jest niespodzianką, zaskoczeniem, czymś nieprzewidywalnym. Oczekiwanie na Zbawiciela dla Żydów  było poprzedzone przepowiedniami proroków i Bożą obietnicą. Wiedzieli na kogo czekają, nie wiedzieli natomiast, kto to ma być i co konkretnie ma im przynieść. My, chrześcijanie poszliśmy krok dalej. Nasze oczekiwanie jest bardziej konkretne. Znamy Jezusa z kart Pisma św., z Bożego objawienia, a jednak czekamy. Trochę tak, jak czeka kobieta w stanie błogosławionym na narodzenie swojego maleństwa. Obcuje z nim, czuje jego ruchy pod sercem, widzi podczas badań USG, czyta mu bajki, śpiewa i mówi do niego. To oczekiwanie przybiera na sile i staje się z biegiem czasu niecierpliwe i pełne tęsknoty. Cała rodzina zaczyna tęsknić i nie może doczekać się dnia narodzin. Tak właśnie czekamy na Jezu

Nie zmarnowane cierpienie

Nie zmarnowane cierpienie   Święto zmarłych i cały listopad nastraja do rozmyślań nad życiem doczesnym, życiem wiecznym, sensem życia, a czasem też nad sensem cierpienia. Właśnie cierpieniu chciałam poświęcić ten artykuł. Nie lubimy tego słowa i chętnie wykreślilibyśmy je ze słownika. Cierpienie, czy fizyczne, czy też psychiczne kojarzy się najczęściej z bólem, dopustem Bożym, czasem zwątpieniem w Bożą opiekę. Chętnie odsunęlibyśmy je daleko od siebie, szukając środków przeciwbólowych, terapeutów, czy też używek typu alkohol. Czy można pokochać swoje cierpienie? To pytanie wykracza mocno ponad racjonalne spojrzenie ludzi niewierzących. To pytanie z rodzaju: czy można pokochać swój krzyż? Chrześcijanie mogą, a nawet powinni przymierzyć się do takiego pytania. Chrystus sam zachęca: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24) . Po co mamy cierpieć niedogodności, ból, rozterki, kiedy może być przy

Practise, what you preach

Wiecie, czego dzieci nie lubią u rodziców? Co je dezorientuje i wybija z rytmu życia? Nie zakazy, lub nadmierna surowość, czy brak wolności. Nie to, a brak konsekwencji! Jeśli dziecku coś obiecujemy - należy dotrzymać obietnicy! Ono ma pewność, że kto, jak kto, ale rodzic dotrzymuje słowa. Jeżeli nałożymy karę - nie powinno się jej zmieniać lub odwoływać. Liczy się tu nie tyle dotkliwość kary, lecz konsekwencja jej wyegzekwowania. Jeśli natomiast w obu przypadkach istnieje uzasadniona przyczyna niedotrzymania umowy, należy obowiązkowo wyraźnie dziecku wyjaśnić powód. Jeżeli natomiast sromotnie się pomyliliśmy w stosunku do dziecka, skrzywdziliśmy je słowem albo czynem musimy mieć odwagę przyjść, przyznać się do winy i przeprosić. Nie stracimy w ten sposób autorytetu rodzicielskiego ani nie będzie to przejaw naszej słabości. Utrwali to naszą wiarygodność i autentyczność. Jest takie powiedzenie w jęz. angielskim: PRACTISE, WHAT YOU PREACH. Postępuj zgodnie z głoszo

O śmierci z dziećmi

Temat śmierci wraca i pojawia się cyklicznie w naszym życiu nie tylko przy okazji świąt Wszystkich świętych i Zaduszek. To bardzo trudny temat do rozmowy z dziećmi w momencie śmierci kogoś bliskiego. Nie da się o tym mówić, gdy się cierpi po stracie ukochanej osoby. Nie da się też słuchać. Wtedy można jedynie milczeć i kochać. Kochać zmarłą duszę odchodzącą w objęcia swojego Stworzyciela i modlić się za nią. Kochać tych, co zostali i współodczuwać z nimi. Trwać przy nich. Darować im swoją nienachalną obecność. O śmierci trzeba rozmawiać, gdy uczucia przygasną. W sposobnych chwilach mówię dzieciom o śmierci jako o przejściu i bramie. To nie jest tak - tłumaczę, że człowiek umiera na wieki i choć go nie widzimy, nie dotykamy, tak jak Jezusa, Maryję, czy świętych - oni z nami są. Niewidzialni obecni, potrzebujący modlitwy bardziej jeszcze niż tu na świecie. Moja przyjaciółka poświeciła się opiece swoim chorym rodzicom. Kochała ich i spędzała z nimi życie. Nie umiała ułożyć sobie sw

Kraj Maryi

W dniu 11 listopada, jak i podczas wszystkich świąt narodowych zastanawiamy się nad tym, czym jest dla nas  ojczyzna, czy to słowo dla nas coś znaczy, czy może jest już w dobie globalizacji przebrzmiałe. Nie ma się co czarować, przebrzmiewa ono w kolejnych młodych pokoleniach. Prawnuki nie pamiętają pradziadków i prababć, którzy oddawali życie za Polskę, nie przywiązują wagi do symboli narodowych. Nad ojczyznę cenią sobie wyjazd za granicę, by się tam kształcić, pracować i tam układać sobie życie. Słowo „ojczyzna” staje się pustym sloganem, wspominanym tylko przy okazji świąt państwowych. Trudno się dziwić. Młodość nie potrzebuje socjału, żeby żyć na garnuszku państwa. Młodość potrzebuje rozwijać skrzydła, sięgać chmur, zdobywać to, co do tej pory niezdobyte i iść w nieznane, by okiełznać swój świat. Nie zatrzymają jej obietnice ileś tam plus. Pokolenie socjalistów wychowało pokolenie współczesnych 40-50 latków, którym za wszelką cenę starało się zapewnić rodzinie byt w trudn