Opowiem Wam pewną historię...
On z południa Polski a ona z centralnej części. Połączył ich św Józef, do którego modlili się wiernie przez cały czas o dobrego współmałżonka. Połączył ich także kościół, do którego oboje chodzili i kolega, którego oboje znali. Ta para była szczęśliwa, obleczona w narzeczeństwo, którego dowodem był pierścień na ręce, powód do dumy dla obojga. Dla niego, ponieważ przyjęła oświadczyny, a dla niej, ponieważ pewien chłopak pokochał ją jak nikt. Gdy zapadła decyzja o ślubie a przygotowania, wzajemne plany i uzgodnienia nabrały rumieńców. Gdy mieszkanie było już wynajęte i czekało na młodych małżonków, a większość spraw już pouzgadniana, w ich historię wkradł się on - książę piekieł. Obie rodziny poróżniły finanse, różnica zdań, zbyt impulsywne zachowanie narzeczonego, chęć dominacji matki panny młodej nad młodym chłopakiem, który chowany był na głowę rodziny. Panna Młoda nabrała niepewności co do zamążpójścia i wiadomo już było,