Posty

Jaki jest świat naszych dzieci?

Czy wiecie co porabiają Wasze dzieci w czasie wolnym? Czy przeglądacie ich czasopisma, które z zapałem im kupujecie, dumni, że dziecko zagłębia się w ulubionej gazecie? Czy oglądacie razem z nimi choć jeden odcinek serialu, które dziecko śledzi? A może spoglądacie zza ramienia w jakie gra gry komputerowe? Warto poświęcić trochę czasu dziecku, gdy jest jeszcze w wieku wczesnego dojrzewania, aby być na bieżąco z tym, czym ono żyje, alby móc zawczasu je korygować, wyjaśniać i uczyć życia. Proponuję, by dać dziecku POWOLI dojrzewać do różnych rzeczy. Nie przeskakiwać pewnych etapów życia. Córeczka nie musi być super trendy, bo mama uwielbia ją stroić. Nie musi w wieku 12 lat malować paznokci, ani za wcześnie zacząć korzystać z makijażu.  Dziewczyny w wieku podstawówkowym powinny ubierać się ładnie, ale skromnie, a nie przychodzić do szkoły ubrane jak miss na wybiegu, albo nosić ciuchy nieodpowiednie do swojego wieku. Farbowanie włosów i robienie tatuaży na wakacjach u małych dziew

"Widać, jesień się zbliża..."

Obraz
Są bajki, które nigdy się nie starzeją. Mój mąż tak ma z Muminkami. Ja kocham Narnię. :) Towarzyszą nam w naszym dzieciństwie, następnie, z krótką przerwą, wracamy do nich jako rodzice z każdym dzieckiem od nowa, a potem na pożegnanie rozczytujemy się i rozsmakowujemy w nich z przyjemnością jako dziadkowie (liczę że doświadczę kiedyś tego ostatniego przyjemnego etapu także). "Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę. Taki wymarsz jest zawsze nagły. W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt zbielałej trawy. Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się p

Luźne myśli na okoliczność rocznicy :)

Obraz
Nie jestem ekspertem od małżeństw i nie mam recepty na super szczęśliwe małżeństwo. W myśl zasady : "każdy orze, jak może" staramy się przeżyć każdy dzień razem z dobrym finałem. PO 24 latach wspólnego życia ludzie się już chyba siebie nauczyli, poprzejmowali wzajemnie swoje nawyki i przesiąkli sobą na wskroś .... jeżeli się kochają. I nawet, jeśli zdarzają się różne gorsze epizody, nie trwają krótko, a człowiek tęskni do tych momentów, gdy było super i dąży do poprawy tego, co się popsuło. Podobnie, jak ze spowiedzią. Jaką mamy relację z Bogiem, taką mamy relację z małżonkiem. Szczęśliwe katolickie, małżeństwo opiera się na wierze w Boga i ciągłej poprawie oraz na WOLI bycia razem aż do końca. Wola jest nadrzędna względem uczucia, czy emocji i ona jest główną składową słowa "MIŁOŚĆ". Życiu szczęśliwego małżeństwa stale towarzyszą krzyże, potknięcia, a nawet upadki. Nie oznacza to, że przestało być szczęśliwe. Człowiek zniesie wiele od świata, gdy ma w domu w

Póki co...

Obraz
Wędrując po tym świecie, napotykam różne postawy i życiorysy świętych ludzi, którzy zadziwiają mnie swoim życiem, poświęceniem i determinacją. Byli doświadczani i prześladowani bardziej, niż niejeden śmiertelnik, a mimo to czuli się w tym szczęśliwi...   Im bardziej próbuję dążyć do świętości, im mocniej pragnę zmieniać siebie i pracować nad sobą, by móc spotkać się z Panem i zjednoczyć z Nim w niebie, tym wyraźniej widzę, że góra staje się coraz bardziej stroma. Zamiast zobaczyć szczyt, ciągle z mgły wyłania się kolejne niełatwe podejście. Uświadamiam sobie, ile jeszcze jest do zrobienia. Zauważam, jaką nędzą jestem i niewdzięcznikiem. Widzę dysonans i nieskończoną przepaść między swoim marnym i nieudolnym życiem a prawdziwą świętością i poświęceniem.   Uratować mnie może NIE moja skrucha, próby poprawy i bycia dobrym, to nieskończenie mało. Uratować przed zatraceniem duszy może tylko Boże Miłosierdzie. Być wiernym Bogu w cierpieniu, opuszczeniu, smutku, bólu i niedos

Podatek od głupoty

Obraz
Raz na parę lat wymiękam i robię najbardziej bzdurną rzecz w życiu, a mianowicie gram w totka. Najtańszy, najprostszy kupon, bo wiecie, jak mam wygrać, to nie ważna ilość, tylko sama próba. ;) Wkładam potem małą karteczkę do portfela i przez cały dzień snuję plany, co ja bym tu... Przez cały dzień jestem bogaczem, który rozdaje pieniądze na różne cele, spłaca kredyt i różne długi za jednym zamachem. Mam gest! "Robię oko" do św. Józefa, który zna moje problemy i przypisuję Jemu wszelkie zaszczyty, w razie gdyby mi się udało. Cóż, nigdy nic się nie udało. Tym razem także. :) Syn, widząc moje "chybił trafił" na stole spojrzał na mnie i roześmiał się. -Mamo, przecież wiesz, że naszej rodzinie nic nie przychodzi ot tak. Łatwo. Musimy sobie zapracować. A to, to tylko za przeproszeniem, podatek od głupoty, na który nabiera się tysiące ludzi. Przytaknęłam i "zeszłam na ziemię". Cóż, św. Józefie, chyba znów rozminęłam się z Twoim pomysłem. Przyszła m

Gdy dziecko wyjeżdża na obóz

Obraz
- Ale pamiętaj! Zadzwoń jak dojedziesz! - pouczałam w ostatnich słowach córkę wyjeżdżającą na obóz, machając rękami w stronę autobusu. Na spotkaniu organizacyjnym pan wuefista szkolny uprzedzał nas lojalnie: - Mieszkają w domkach, w lesie. Będzie dużo atrakcji. Trochę taki obóz przetrwania. Poradzą sobie. Proszę w żadnym wypadku nie przyjeżdżać i odwiedzać. Przecież nie wywożę waszych dzieci na wieczność, tylko na 8 dni! Jeżeli już uprzecie się państwo, by przyjechać w niedzielę w odwiedziny, to zabraniam dzieciom sprzątać w pokojach! - Pewnie będą chodzić brudne, niedomyte, ale mają być samodzielne! - zakończył monolog pan Piotr. - Aha, dla odważnych rodziców - spróbujcie "zaryzykować" i nie dawać dziecku telefonu na wyjazd. Nie będą za nim tęsknić. - dodał na zakończenie. Chyba taka odważna to jeszcze nie jestem. - Przeleciało mi przez myśl, ale od razu spodobało mi się podejście organizatora. Córka spakowała się sama i zabezpieczona w psikacze antykleszczowe wyjec

Praca w cieniu rodziny

Obraz
U progu półwiecza mojej bytności na tej ziemi zastanawiam się nad miomi wyborami. Praca zawodowa mnie zawsze pochłaniała i poświęcałam jej maximum czasu i energii. Nie interesowały mnie specjalnie stanowiska ani zaszczyty, ale koncentrowałam się zawsze na dobrze wykonanym zadaniu, na praktycznej nauce zawodu. Kilka razy, w różnych firmach miałam propozycję i okazję, by zająć stanowisko kierownicze w zespole. Niespecjalnie mnie to pociągało. Gdy pracowałam w moim pierwszym miejscu, świeżo upieczony mąż powiedział mi: albo zmienisz pracę, albo tego nie zniosę. Powód? Tak bardzo przenosiłam emocje i stres do domu, że nie dało się ze mną normalnie rozmawiać. Ciągłe wyjazdy, targi, spotkania z klientami do późnych godzin. Odeszłam, wybrałam męża. I choć jeszcze przez dwa lata były szef wydzwaniał, czy nie zmieniłam zdania, byłam konsekwentna w wyborze. Drugie miejsce było dla mnie wyśnionym miejscem pracy. Urodziłam dwóch synów i, pomimo dojazdów, jakoś sobie radziłam. W kolejnej firm