Ofiarna pomoc :)
Muszę się przyznać, że moje słowa mają magiczne właściwości. Gdy w domu zaproponuję jakąś „ambitną” pracę, ludzie z zatłoczonego salonu natychmiast znikają. Mąż jest taki zmęczony, że natychmiast musi się położyć, albo ma ważne sprawy do załatwienia, pocztę firmową do sprawdzenia, a dzieci zwyczajnie się ulatniają. Starszy syn ratuje się ucieczką na podwórko, gdzie natychmiast przykleja mu się piłka do nogi, a młodszy wieje przede mną do swojego pokoju, gdzie właśnie rozgrywa się wirtualna walka na śmierć i życie razem z kolegami z klasy - takimi samymi „uchodźcami”, jak on. Nie łatwo jest być dzieckiem, oj nie łatwo. Trudno o porządną kryjówkę, szczególnie jak mama nie dyryguje przez telefon, lecz dowodzi bezpośrednio z pola walki. Nota bene mój głos nie przebija się niestety przez wyjątkowo gęste domowe powietrze i trzeba albo zwiększyć decybele, albo stanąć nad delikwentem i przekazać informację od razu do ucha. Jak należy mówić, aby nie usłyszeć słowa „nie” od domowników?