Mater Dolorosa


Pietà, z łaciny pietas,  oznacza delikatność, pobożność, współczucie i łagodność, cechy będące kwintesencją intymnego ostatniego spotkania Mamy i zmarłego Syna.

Pieta Michała Anioła jest genialnym dziełem. Wpatrując się w nią można się modlić, można Boga adorować i spędzać czas na rozmyślaniach.
Spójrzcie jak Matka łagodnie i z miłością trzyma ciało martwego syna.

Jej cierpienie ukryte głęboko w sercu wyrażają jedynie spuszczone oczy i lewa dłoń. Ta dłoń zdaje się mówić wszystko. Wydaje się pytać "coście Mu zrobili ... zobaczcie, co zrobiliście mojemu ukochanemu Synowi... a przecież jest niewinny ... Jak mogliście ... jak mogliście go tak poniżyć, torturować,....zabić? Jak mogliście tak żyć, że musiało się to stać...? Ból, niewysłowiony ból ukryty za opuszczonymi powiekami.
 
Oto człowiek, oto przed wami Matka Boża Bolesna. Szósty miecz boleści przeszywa Jej Serce, zapowiedziany przed laty przez Symeona.
33 lata temu wniosła na rękach do świątyni jerozolimskiej Maleństwo by ofiarować Je Bogu. Tam zabolały Ją prorocze słowa Symeona usłyszane w, radosnym przecież ,dniu Ofiarowania Syna, później nagła ucieczka do Egiptu bez przygotowania, bez zapowiedzi, na rozkaz... Po kilku latach kolejny miecz boleści - zagubienie Jezusa i 3 dni spędzone na poszukiwaniach. Ze strachem, z troską. Przerażone 3 dni... To nie wszystko. Późniejsze "bądź wola Twoja" było o wiele bardziej nie do zniesienia. Spotkanie z ukochanym Synem niosącym krzyż, poranionym, poniżonym, wyszydzonym, oplutym... To morze cierpienia... niezawinionego.

Pod powiekami przesuwają się ciągle obrazy ostatnich sekund pod krzyżem. Ostatnie spojrzenie Jezusa na Jana, na Nią, ostatnie słowa, ostatnie rozpaczliwie samotne westchnienie ... Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił... Ten miecz, piąty miecz, wbity prosto w Matczyne serce, bolał najmocniej. Miecz bezsilności w obliczu cierpienia Dziecka. Do takiego przeżycia nie da się przygotować, nawet jak wiesz, że cię spotka.
Czujesz czasem taką bezsilność? To tylko miniaturowa namiastka Jej boleści.
I oto złożono zmaltretowane, omdlałe Ciało Syna na Jej kolanach.
W Maryi żyje przecież ciągle wspomnienie, jak kolysała na tych kolanach Jezusa jako niemowlę , czuła jego zapach, widziała, jak rozpiera Go energia. Jej dłonie jeszcze niedawno pieściły Maleństwo, gładziły po głowie Młodzieńca, tuliły się do dorosłego Mężczyzny. A teraz leży martwy, bezbronny, sponiewierany rękami złych ludzi.

Za chwilę złożą Go do grobu, zasuną ciężki kamień i pozostanie taka przerażająca pustka. W głowie, sercu, w życiu...

To wszystko stało się dla Was moje dzieci - zdaje się mówić gest Maryi. - opamiętajcie się i zatrzymajcie się w porę nad przepaścią." 

Gest wyciągniętej ręki to wyraz smutku i bezradności, ale nie gest rozpaczy. Jest w nim także dobrotliwość, delikatność i współczucie dla sprawców. Jest też wybaczeniem. Jest wreszcie prośbą o nawrócenie...
Sama myśl, że jestem współautorem tej sceny rozdziera serce. Przynajmniej moje.

Ale każdy zna dalszy ciąg historii zbawienia ludzkości. Chrystus zwycięża śmierć, zmartwychwstaje, tryumfuje. Przywraca nam Boże dziecięctwo i teraz czeka na mój i Twój ruch - czy przyjmiemy ten bezinteresowny, niepojęty  DAR ofiary Boga z samego siebie.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?