Część druga wyprawy - Malbork, Gdańsk i morze

Dzień w Malborku był dla nas trochę powrotem do przeszłości. Około 15 lat temu byliśmy tu z maluchami, którzy jeszcze nie tak dawno pojedynkowali się na dziedzińcu swoimi drewnianymi mieczami.

Na szczęście zakupiliśmy bilety w internecie, unikając długich kolejek i bez przeszkód wkroczyliśmy na dziedziniec zamkowy.
- Ile to zwiedzanie będzie trwało? - zapytał znudzony Młodszy.
- Cztery godziny - z zapałem odparł czcigodny Mąż.
- O raaaaaanyyyyyy, cztereeeeeryyyyy godziny????? Dostanę łaka.- zamarudzil jak zwykle.
Nie pytajcie się co to jest "łak". Poczułam, że mnie do szczęścia ta wiedza jest zbędna i udałam, że nie słyszę tych fochów.

A teraz wspominamy dawno oglądane miejsca. Trafiła się nam świetna pani przewodnik, która swoją przygodę z zamkiem rozpoczęła już w 1965 roku. Była przy renowacji zamku, znała tu każdy kąt i pamiętała najdrobniejsze szczegóły i sekrety zamku. Traktowała to miejsce, jak własny dom.

Ciekawostką jest to, że zamek nigdy nie został zdobyty. Oblężenie (obecnie hucznie obchodzone są jego rocznice i organizowane są rekonstrukcje) trwało jakiś czas i nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Twierdza naprawdę mądrze została zaprojektowana. Natomiast 56 lat później Polacy przejęli go za długi. Zakon zadłużył się w krajach zachodnich, a my sprytnie wykupiliśmy go od jego wierzycieli.

Obecnie zamek jest wspaniale odrestaurowany. Kaplica, która jeszcze 15 lat temu była w kompletnej ruinie, została cudnie odnowiona, figura Matki Bożej, którą widać na zewnętrznej fasadzie ułożona z misternej mozaiki prezentuje się okazale.


Małżonek i Młodszy zadumali się przy tym oto pięknym szkicu w Kaplicy Grobowej Wielkich Mistrzów.

Jeśli chcielibyście posiedzieć nieco dłużej w zamku krzyżackim, można obejrzeć piękną wystawę o bursztynie, zbrojownię i kilka innych ciekawych ekspozycji.
Polecam także wejść na wieżę zamkową. Weszliśmy sobie tylko  we dwoje z Mężem. reszta towarzystwa dogorywała na dole trenując miny świadczące o skrajnym wyczerpaniu.

Z Malborka udaliśmy się do Gdańska. Musicie wiedzieć, że mamy taki rodzinny zwyczaj słuchania audiobooków podczas podróży. Przesłuchaliśmy już swojego czasu "Hobbita" J.R.R. Tolkiena, "Muminki" T, Jannson, wszystkie przygody Pippi A.Lindgren i wiele, wiele ciekawych opowieści. Tym razem umilaliśmy sobie drogę "Panem Samochodzikiem" Z. Nienackiego. Słuchali wszyscy z zaciekawieniem, oprócz Młodszego, który przez większość czasu podróżował tak:

Do naszego wynajętego apartamentu dotarliśmy wieczorkiem i polecieliśmy jak na skrzydłach nad morze, omijając radosne rodzinne grupki pełne dziecięcego świergotu, a czasami także podchmielonych wczasowiczów, którzy pobyt uatrakcyjniali sobie nie byle jakimi trunkami.

Morze Bałtyckie i piasek na plaży to coś, co kocham serdecznie pomimo tego, że wieje jak jasna cholera, że, jak ledwo zanurzysz stopę po kostki, od razu dostajesz skurczu mięśni z zimna. To wszystko jest nieważne. To morze jest najcudowniejsze i każe mi wracać do siebie za każdym razem i tęsknić z odległego Podkarpacia marząc o tym, by spacerować po plaży w kurtce, czapce, rękawiczkach i zimowych butach i z parasolem nad głową. Wszystko mi jedno!


Komentarze

  1. Będziemy tam już za tydzień z kawałkiem, nie mogę się doczekać :) Malbork oczywiście też w planach.
    "Pana Samochodzika" uwielbiam i mam nadzieję zarazić nim dzieciaki ;)
    Też tęsknimy za morzem ze swojej Małopolski. Tyle dobrze że góry blisko, więc nie narzekam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?