Część trzecia - rowerowy chillout

Na plażowaniu spędziliśmy jeden CAŁY dzień, bo tylko jeden dzień podczas naszego pobytu świeciło piękne słońce. Mąż miał minę skazańca prowadzonego na szafot, gdy zarządziłam: "Dziś idziemy nad morze", natomiast  Mała była rozanielona, pełna pomysłów i zapału. Zabraliśmy pół naszego dobytku. Zaraz po rozlokowaniu się na kocach Mąż natychmiast zapadł w letarg umożliwiający mu przetrwanie tego trudnego czasu.  Mała, jak na dziecko przystało, pognała do wody.

- Jak tam woda? Zimna? - zawołałam do niej
- Mamo, gorąca!!!- wykrzyczała, choć siniec na ustach zdawał się świadczyć o czymś zgoła innym.
Nie wiem jak to dzieci robią, że wchodzą w lodowatą wodę jak gdyby nigdy nic, podczas, gdy dorośli boją się jak ognia zamoczyć intymne części ciała.

Kolejny dzień był już chłodny i pochmurny, dlatego oddaliśmy się w ręce Głowy Rodziny.
Gdańsk to piękne miasto i można nim delektować się o każdej porze dnia i nocy, ale najfajniej jest zwiedzać go na rowerze.


Wypożyczyliśmy sobie rowery na cały dzień i  pomknęliśmy. Miasto pełne jest udogodnień dla rowerzystów. I myślę tu nie tylko o ścieżkach, ale i o rampach odpoczynkowych przy światłach na skrzyżowaniu, miejscach do zaparkowania. Prezydent Gdańska też jeździ rowerem do pracy, więc po całym praktycznie mieście można poruszać się na jednośladzie. to jest bardzo wygodne. Nie martwisz się, czy znajdziesz parking, a wypoczynek na świeżym powietrzu gwarantowany. Cel naszej przejażdżki - Westerplatte.

W międzyczasie zwiedzanie. Pomijam takie oczywiste oczywistości, jak dwór Artusa, pomnik Neptuna, żuraw nad Motławą, Kościół Mariacki, czy inne zabytki. Mąż jest z racji skrzywienia zawodowego maniakiem oglądania architektury nowoczesnej, więc nawiedziliśmy budynek Teatru Szekspirowskiego. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, który opowiada historię miejsca i tradycję tego teatru w Gdańsku, tłumaczy funkcjonalność obiektu, oprowadza po wszystkich zakamarkach. Teatr nowoczesny ze sceną szekspirowską, otwieranym dachem, więc spektakle przy pogodzie latem odbywają się pod rozgwieżdżonym niebem. Ach! Zapomniałabym! Odwiedziliśmy teatr parę dni przed wizytą brytyjskiej rodziny książęcej, którą wszyscy już tam żyli.
Mieliśmy ochotę pójść na spektakl "Zakochany Szekspir".
-Czy ta sztuka nadaje się dla dzieci? - zapytałam przezornie młodzieńca w kasie biletowej
-Trudno powiedzieć... - zadumał się - jest tam wprawdzie parę scen łóżkowych, ale nic nie widać.
- Raczej odgłosy, ale to przecież naturalne sprawy życiowe. - dodał
-Aha...chyba jednak zrezygnujemy - odparłam, obawiając się kreacji aktorskiej w temacie "odgłosów" i reakcji Młodej na stękania i jęki z życia wzięte.



Wieczorem starówka miasta ma swój niesamowity urok. Rozbrzmiewa muzyka ulicznych grajków, w kafejkach i restauracjach palą się ogródkowe ogrzewacze. Naganiacze grzecznie zapraszają do środka, bu usiąść. Ujął nas pan w słomkowym kapeluszu, wyglądający jak niskobudżetowy sycylijski mafioso, zapraszający w trzech językach na jedyną w mieście włoską .... no co? Pizzę, a jakże by inaczej. Tam też po miłym spacerze zacumowaliśmy. Muszę przyznać, że po przynajmniej 6 latach niejeżdżenia rowerem trzymam się kupy! Ale dopiero poranek wyjawi mi całą prawdę. :)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?