Miejsce z moich najgłębszych snów, czyli koniec wakacyjnych opowieści

Na koniec wakacyjnych opowieści chciałam opisać Wam cudne miejsce, które mnie osobiście bardzo zachwyciło i było dla mnie pięknym doznaniem estetycznym.
Historia jak z bajki, którą śnię sobie jedynie w najpiękniejszych snach.


Trzydziestolatkowie, którzy potrzebowali odskoczni od pracy w korpo, zmęczeni warszawskimi korkami i pędem życiowym odkryli dla siebie miejscowość Nakomiady na Mazurach, a tam magiczne miejsce - zrujnowany pałac. W zdewastowanej kompletnie ruinie z niekompletnym dachem zobaczyli coś dla siebie.

Gdy tylko wysiadłam z samochodu, od razu poczułam urok i piękno tego urzekającego miejsca.
Pałac w Nakomiadach młodzi właściciele, jak opisują na swojej stronie www.nakomiady.pl, remontowali przez 10 kolejnych lat kosztem wielu wyrzeczeń i męczących dojazdów, problemów finansowych.

To, co zobaczyliśmy obecnie prezentuje się wspaniale, choć dużo jeszcze pracy ich czeka.
Mój mąż spojrzał na obejście i powiedział:
-Tu nie mieszka bogaty dorobkiewicz. Ci ludzie nie śpią na pieniądzach i remontują wszystko kawałek po kawałku. I miał rację.

Państwo Joanna i Piotr Ciszek, obecni właściciele, nie żyją tylko dla siebie, pomagają ludziom na wsi, działają charytatywnie, zatrudniają i edukują mieszkańców.
Pan Piotr wskrzesił XVIII-wieczną Manufakturę ceramiczną, w której powstają prawdziwe cacka rękodzielnictwa. Wszystko wyrabia się ręcznie i każdy egzemplarz jest niepowtarzalny począwszy od pieców kaflowych, przez płytki po sprzęt domowego użytku.



Manufakturę można zwiedzić. Miłe panie tłumaczą jak przebiega proces technologiczny, jak powstają te niesamowite cudeńka. Można postać i popatrzeć, jak pracują. Można zakupić coś, co chwyci za serce swoim pięknem.



To było dla mnie zachwycające doznanie. Drugą rzeczą, która mnie urzekła był OGRÓD!


Ogród moich marzeń. Być może już wspominałam, że mój ogród jest powodem mojej wiecznej frustracji i ciągle jestem z niego niezadowolona. Tutaj prawie przysiadłam z wrażenia. Każda jarzyna opatrzona jest ceramiczną tabliczką z nazwą po polsku i po łacinie. Każda jest oddzielona od drugiej malutkim żywopłocikiem. Wszystko starannie wypielęgnowane, ani pół obrzydliwego rudego ślimaka, które są moją udręką. Jarzynki tak piękne i zdrowe, że tylko podziwiać.




W ogrodzie pysznią się przy płocie staropolskie malwy.

W głębi bardzo starego parku schowana jest, jeszcze nie wyremontowana, kaplica, będąca po części miejscem modlitw, po części rodzinnym grobowcem rodziny von Redecker. Sam park wymaga wielu starań, ale kilkusetletnie drzewa nadają mu majestatu. Niektóre są pomnikami przyrody.

Sam pałac wybudowany został w miejscu średniowiecznej warowni datowanej na XIV wiek. Po warowni zostały fragmenty muru i dwukondygnacyjne piwnice. Pałac natomiast został wzniesiony w XVIw. przez Jana Hoverbecka, ktory te ziemie dostał za zasługi w "uniezależnianiu miast pruskich od Korony Polskiej". W XVIIw. został rozbudowany. Po wojnie budynek służył jako szkoła, przedszkole i lokal pod gminne urzędy.

Miejsce to ma, oprócz niepowtarzalnego klimatu, kilka legend: o sekretnym tunelu, o romantycznych historiach miłosnych z tragicznym zakończeniem, wreszcie o "domowych duchach".


Wrócę tu kiedyś przy okazji, zobaczyć jak po paru latach finalnie będzie wyglądać to miejsce.

I na tym kończę opowiastki wakacyjne. Podróże z rodziną to fantastyczna sprawa. Lubię odpoczywać aktywnie. Zwiedzając, włóczyć się po różnych ciekawych miejscach. Tym bardziej, że mój mąż przygotowuje się wcześniej "merytorycznie" i "oprowadza wycieczkę razem z przewodnikiem", uzupełniając opowieść przewodnika o różne ciekawostki natury architektonicznej i historycznej. :)

 Być może to ostatnia taka wspólna podróż z dorosłymi dziećmi, które już mają swoje pomysły na wakacje i plany. Być może. :)

Miałam opisać jeszcze wyprawę na "Wilczy szaniec". Ale nie będę Was zanudzać. Jeśli zechcecie poczytać - dajcie znać. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?