Chodzenie po wodzie
Skręciłam nogę w kostce podczas spaceru z moją „ulubioną”
suką. Spuchła jak bania, zsiniała i nie da się chodzić (nota bene suka też spuchła, tylko gdzie indziej, bo aktualnie przeżywa cieczkę, ku memu utrapieniu). Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego
przed świętami, kiedy jest tyle do zrobienia? Nie pojmuję. Głupi przypadek. A
może i nie? Coś mi w duchu mówi, że to nie przypadek, dlatego z
zainteresowaniem czekam na rozwój wypadków. ;)
Weekendowe rekolekcje z o. Wojciechem Ziółkiem SJ dały mi dużo do
myślenia. Były to rekolekcje dla katolików bardzo poważnie WIEDZĄCYCH (nie
mylić z : wierzących) i wtajemniczonych ;). Poruszyły brutalnie moje serce w tak wielu
miejscach, że trudno to zebrać do kupy w jedną całość. Obnażyły moją pychę i
perfekcjonizm, a także poczucie nieomylności nie znoszącej sprzeciwu.
O tym może kiedyś … jak się uporządkuje pod czaszką. ;)
Przejechał się, co mnie bardzo ucieszyło, po obecnych
trendach i modach w kościele. Moda na egzorcystów, moda na zagrożenia duchowe
osłabiają wbrew pozorom wieź z Bogiem, wzmacniają strach, nadwątlając tym samym
wiarę. Coraz to ktoś grzmi o różnych zagrożeniach duchowych wywołując spazmy u rozhisteryzowanych ludzi. Co daje stała
„czujność” na otaczające zło? Dekoncentruje uwagę i skupienie na tym, kto jest
w tym wszystkim najważniejszy - na Chrystusie. Ciągły strach i panika,
spowiedzi furtkowe, budzą lęki, wprowadzają uczucie osaczenia, podczas gdy to
Jezus jest najważniejszy. Wolnością Dzieci Bożych, którą nam dał mamy się cieszyć, a nie zamykać
się na otoczenie ze strachu przez diabłem. Nie mamy koncentrować się na
„profilaktyce” chrześcijańskiej. Mamy walczyć ze złem tego świata w naszej
duszy i środowisku. Jezus zachęcił Piotra, by ten zrobił coś wbrew naturze, przyszedł
do Niego po wodzie. Realnie patrząc – niewykonalne. Gdy Piotr nie spuszczał z
Mistrza oczu, szedł w pełnej ufności przezwyciężył siły natury, ale gdy tylko
rozejrzał się dookoła, dostrzegł zagrożenia – wiatr, głębię, przez moment
zorientował się, że robi coś niemożliwego - natychmiast zaczął tonąć.
Przestraszył się, gdy stracił z oczu Pana. Stracił na moment ufność. Tak samo
jest z nami. Jeśli wszystko dookoła jest ważniejsze, gdy skupiamy się na
niebezpieczeństwach, chorobach, naszych ułomnościach, niejako celebrując je, użalamy
się nad sobą – chcemy zachować swoje „życie” za wszelką cenę. Nawet nie
zauważamy, kiedy je tak naprawdę tracimy. Bezpośrednia łączność z Bogiem,
trwanie w łasce uświęcającej umacniają i sprawiają, że rzeczy, po ludzku nie do
wykonania, dzieją się a życie w Chrystusie nabiera mocy.
Komentarze
Prześlij komentarz