Zakalec
Poczułam zew porządków . Tym razem generalne porządki w
moim wykonaniu polegały głównie na dyrygowaniu i zarządzaniu zespołem
rodzinnym. Wyszło naprawdę dobrze.
Aby im to jakoś wynagrodzić nabrałam wewnętrznego zapału do upieczenia ciasta. Rzadko mi się zdarza taki zapał, więc, aby go nie stracić zabrałam się do dzieła. Uwinęłam się nadspodziewanie szybko. Wszyscy wdychali zapach pieczonego marmurka i marzyli o pysznym deserze. Pierworodny nawet co parę minut dopytywał kiedy będzie gotowy.
Nadeszła wiekopomna chwila otwarcia piekarnika. Blaszka wyjęta, podchodzę i co widzę? Oprócz sterczącego nad blachą syna ze śliną wiszącą w pół drogi zobaczyłam ZAKALEC!!! Efekt mojej szaleńczo-zapalczywej pracy cukierniczej dla rodziny! Gdybyście widzieli TE zawiedzione miny! Moja zresztą była taka sama, bo muszę się przyznać, że NIE ZNOSZĘ piec placków! Dzieciaki nie dały za wygraną i okołozakalcowe skrawki wyjadły a pies skończył resztę (gwarantuję, że nie wyjdzie mu to na zdrowie).
Życiowych zakalców jest cała masa, chyba nawet więcej niż
tych wypiekanych. Myślę o takich, których nie da się naprawić, nie da się odwrócić, nieodżałowanych.
Nieprzemyślana, pochopna decyzja, która ciągnie się za Tobą jak smród, czyn lub
słowo powiedziane nieroztropnie, do którego ciągle ktoś wraca i wypomina Ci to
wiele razy. Po takim zakalcu może brzuch nie boli, ale za to boli zranione
serce i dusza ... i jest to trudniejsze do wyleczenia. Myślę, że, aby zakalec życiowy
nie powstał trzeba zrezygnować z dwóch składników: pychy i egoizmu. Egoizm
gna po trupach do celu, a pycha otula go płaszczem wszechwiedzy, utkanej z
przędzy nieomylności, wyniosłości, wyższości i pochopnego potępienia innych.Aby im to jakoś wynagrodzić nabrałam wewnętrznego zapału do upieczenia ciasta. Rzadko mi się zdarza taki zapał, więc, aby go nie stracić zabrałam się do dzieła. Uwinęłam się nadspodziewanie szybko. Wszyscy wdychali zapach pieczonego marmurka i marzyli o pysznym deserze. Pierworodny nawet co parę minut dopytywał kiedy będzie gotowy.
Nadeszła wiekopomna chwila otwarcia piekarnika. Blaszka wyjęta, podchodzę i co widzę? Oprócz sterczącego nad blachą syna ze śliną wiszącą w pół drogi zobaczyłam ZAKALEC!!! Efekt mojej szaleńczo-zapalczywej pracy cukierniczej dla rodziny! Gdybyście widzieli TE zawiedzione miny! Moja zresztą była taka sama, bo muszę się przyznać, że NIE ZNOSZĘ piec placków! Dzieciaki nie dały za wygraną i okołozakalcowe skrawki wyjadły a pies skończył resztę (gwarantuję, że nie wyjdzie mu to na zdrowie).
Niestety skorygowany przepis na właściwe życiowe decyzje często mnie się gdzieś zapodziewa lub zapomina i wychodzi, co wychodzi. Wyrzucam sobie potem swoją amnezję, obiecując tym razem pełną poprawę…do następnego razu.
Życzę Wam, aby takich amnezji było jak najmniej. Dziś mnie się udało nie zapomnieć. Oby i następnym razem też nie rzucił mi się na mózg mój cholerny perfekcjonizm. :)
Komentarze
Prześlij komentarz