Wyznanie Miłości


Parafialna spowiedź wielkanocna. Masówka, najgorszy rodzaj spowiedzi. Ilu to spowiedników przerobiliśmy w życiu. Ja wielu. Są spowiednicy typu „CKM”, który zanim dobrze nie uklękniesz, już puka na zakończenie spowiedzi. Jest typ  "zdarta płyta", który mówi to samo każdemu, z pokutą włącznie. Jest nawet typ "szablonowca", który od razu klasyfikuje cię do konkretnej kategorii ludzi. Ja przerobiłam nawet spowiednika, który przeciągle i głośno ziewał podczas mojej spowiedzi. Sztuką jest wyzbycie się uprzedzeń. Doradzam nie czekać na ostatnią chwilę, żeby nie odejść od kratek konfesjonału z niesmakiem po spowiedzi masowej. Ja się od takich odbijam. Spowiedź wymaga czasu. Ten czas musisz mieć zarówno ty jak i ksiądz. Nie można wymagać od kapłana, żeby dobrze wyspowiadał, jak przychodzisz 5 min. przed Mszą św., którą ten właśnie będzie odprawiał, a świece na ołtarzu już sie palą. Warto też pomodlić się o łaski Ducha św. dla spowiednika i siebie na czas spowiedzi.
Jak już pisałam, bardzo poruszyły mnie rekolekcje o. W. Ziółki. Ten twardy, nieogolony facet, mówiący chrypliwym głosem, wytłumaczył mi wreszcie sedno spowiedzi.

Gdy małe dziecko przewróci się i rozbije kolano, kogo woła? Wiadomo, mamę. A ona przybiega i pyta: „Co się stało? Gdzie boli?” Zapłakany maluch pokazuje mamie skaleczenie. I co mama wtedy robi? A mówi: „Daj, pocałuję”. I co się dzieje? Ból znika. Łzy otarte. Najlepsze lekarstwo świata i fenomen zarazem - pocałunek mamy. Tak, miałam wielokrotnie tak samo i sama to lekarstwo wypróbowałam na moich dzieciach. Działa od tysięcy lat. Bez względu na pokolenie.
Konfesjonał to nie, za przeproszeniem, sedes, gdzie idziesz, wyrzucasz nieczystości i spuszczasz wodę. Nie jest to też miejsce, gdzie zostawiasz wszystko, co nabroiłeś i czujesz się zupełnie bez winy. Jakby twoje grzechy nigdy nie istniały. Nie przychodzisz tam także kajać się, oczerniać i mówić, że jesteś niegodny wybaczenia.
Spowiedź, sakrament pojednania to spotkanie miłosne. Idziesz tam, by spotkać się z Jezusem i usłyszeć: „kocham cię”, „czekałem na ciebie” i odpowiedzieć Mu tym samym: „kocham Cię Panie i żałuję, że tak długo czekałeś”. To miłosne spotkanie, gdzie nadstawiasz swoje rany rozdarte grzechem do ucałowania. Żeby nie bolały. Jak maluch, który tylko mamie jest w stanie pokazać swoja „olbrzymią” ranę, bo ma do niej zaufanie, bo tylko ona może mu pomóc, ucałować i utulić. Tak i ty możesz oddać z ufnością swoje rany najskuteczniejszemu lekarzowi i znawcy. Poczujesz wtedy, że zamiast księdza siedzi w konfesjonale On, żywy i prawdziwy. Poczujesz się utulony, oczyszczony i uleczony.
Fajne, co nie? Bardzo to do mnie dotarło właśnie teraz. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?