Dar nieposiadania

- Kochanie, z czym Ci się kojarzy uroczystość I Komunii św.? – pytam.
- Z prezentami? – niepewnie odpowiada moja córka.

Opadły mi ręce… Z tego to powodu, by chłopcom nie kojarzył się ten dzień z prezentami, dostali od nas rowery tydzień przed komunią, mogli nacieszyć się nimi do woli, a sama uroczystość pierwszokomunijna była przeżyta sercem.

Zauważyłam, wychowując moje najmłodsze dziecko jakiś szał.  Większa część społeczeństwa marzy, by zanurzyć się w luksusie. Nie ma ochoty niczego sobie odmawiać. Na myśl o jakimś cierpieniu, odmówieniu sobie czegoś – wpada w panikę i buntuje się.

Urodziny w lokalu, gromadka dzieci, każdy przynosi prezent. Mała dama przyjmuje życzenia i prezenty. Zagląda ukradkiem do torebek i od czasu do czasu można zauważyć niesmak na twarzy, niezadowolenie w głosie na widok podarunku. Dzieci dostają taką ilość prezentów, mają drogie zabawki, że ciężko je zadowolić. Dzieci w obecnym świecie stały się przerażająco wyrachowane!!!
Jestem do tego raczej nieprzyzwyczajona. Moje dzieci potrafią ucieszyć się z każdego drobiazgu, wyrazić swoje zadowolenie i radość. Zawsze przykładałam wagę do tego, że najważniejsi są goście a nie prezenty. Nigdy też nie dostawały zbyt dużo zabawek, aby doceniły to, co dostają, umiały użyć wyobraźni podczas zabawy. Nie chciałam wychować „lemingów”.

Po co to robiłam? Dzięki temu chłopcy spędzali większość czasu z kolegami. Włócząc się z karabinami z patyka, wymyślali niesamowite przygody. Córka uwielbia robić postacie z origami, albo wyczarowywać różne rzeczy z papieru, założyła własny klub z dziewczynkami z podwórka.
Gdy my byliśmy dziećmi, wszystkiego brakowało. Robiliśmy domy z pudełek po butach, mebelki z pudełek po zapałkach, a ubranka dla lalek szyłyśmy same. Ciągle ulepszałyśmy te domy i pamiętam, że były dla nas najpiękniejsze. Teraz, gdy dzieci mają wszystko „podane na tacy”, są znudzone, zblazowane, a mamusie muszą posyłać je na zajęcia kreatywne. Gdzie się podziała ich świeżość myśli, ciekawość świata? Gaśnie między jednymi zajęciami a  drugimi. Nie ma na nią miejsca, ponieważ zastąpiły ją dodatkowe lekcje z pływania, jazdy konnej, baletu i języka angielskiego. Małych ludzi nie uczy się myśleć, mało się z nimi rozmawia.

Nie odzierajmy dzieci z ich niewinnej radości nieposiadania. Odmawiajmy im różnych rzeczy dla ich dobra. Uczmy cierpliwości, umiejętności czekania na coś przez dłuższy czas. Przyda im się to w dorosłym życiu.

Może dzięki temu nie rozpadnie się ich związek, bo zamiast odpuszczać bez walki, postanowią spróbować jeszcze raz. Może te wyuczone cechy pomogą im znieść mężnie cierpienie, porażki, niepowodzenia i zacząć od nowa. Może dzięki temu będą w stanie poszanować starego człowieka i pochylić się nad jego niedołężnością, zamiast oddawać go do przytułku.

Spróbujmy. Jak wyjdzie? Nie wiemy. Czas pokaże, ale nikt nie zarzuci nam, że się nie staraliśmy…


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to jest być mamą?

Dwadzieścia trzy

Po czym poznać, że się kochają?